środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział IV „Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść na przód.”

-Wydaje mi się, ze w tej z pozoru niewinnej prośbie, kryje się jakiś niedostrzegalny gołym okiem haczyk.-powiedziała Luna zwracając swoje wielkie, rozmarzone oczy znad ”Żonglera”.
-To, że jestem ślizgonem, nie oznacza, że zawsze mam ukryte motywy. Mój przyjaciel za tobą sz…szaleje.-ostatnie słowo jakoś nie mogło mu przejść przez gardło.
-Chyba muszę to skonsultować. Nie okłamuj mnie Draco. To nie jest miłe. Nargle są czasem pożyteczne… A jeśli się zgodzę, to co chcesz w zamian za tą ‚przysługę’?-chłopak nie mógł uwierzyć, że PomyLuna zmieniła temat kilka razy w jednej wypowiedzi. Przemierzali właśnie korytarz. Hermiona nie była w stanie iść na patrol, a i tak obiecał Blais’owi, że pogada z Lovegood.
-Jeśli się zgodzisz, to nie pożałujesz. A jeśli tak bardzo chcesz mi dawać coś w zamian, to powiedz mi, kiedy Granger ma urodziny.
-Dlaczego nie zapytasz jej?
-Bo mi nie odpowie. Poza tym ona mnie unika jak ognia. od tego feralnego dnia minęły prawie dwa tygodnie, a nie chce ze mną rozmawiać poza zajęciami. Ale tego nie można nazwać rozmową.-powiedział z goryczą.
-Jej urodziny są za dwa dni. Draco, uważam, że powinieneś z nią porozmawiać. Tak będzie wam łatwiej nawiązać kontakt.-uśmiechnęła się, a Malfoy odwzajemnił ten gest słysząc dźwięk krowich dzwonków, których miniatury wisiały na uszach dziewczyny.

~*~*~*~

Następnego dnia, zaraz po zajęciach Hermiona i Harry wybrali się na błonia, by skorzystać z ostatnich słonecznych dni. Ron nie poszedł z nimi przez szlaban, który oberwał za błaznowanie na lekcji MacGonagall. Chcieli zająć się pracą domową dla Cartera Rossa, który był nowym nauczycielem obrony przed czarną magią i opiekunem Slytherinu, jednak pogoda była tak piękna, że nawet Miona chciała to odłożyć na później.
-No więc mów. Dlaczego od prawie dwóch tygodni nie wychodzisz z dormitorium, a nim to się stało, Luna wpadła do pokoju wspólnego gryfonów, krzycząc „Gdzie jest Ginny!? Potrzebujemy jej! NATYCHMIAST!!!”
-Przesadziła. Nic się nie…
-Tylko mi tu bez takich. Znamy się dość długo. Potrafię rozpoznać, kiedy kłamiesz i kiedy cię coś trapi. Jeśli chodzi o… niego, to mów. Ron się o niczym nie dowie. Obiecuję.
-No więc...
-Nie zaczyna się zdania od "no więc". - zacytował ją Harry udając jej zdenerwowany, piskliwy głosik na co ona parsknęła rozbawiona, po czym wróciła do tematu.
 -Jak się domyśliłeś chodzi o NIEGO. Harry, on… on mnie pocałował…
-Łoł… Nawet nie wiem co powiedzieć. Jeśli Ma… to znaczy on, zacznie to rozpowiadać po szkole, nikt nie będzie tłumaczył mojej zmiany nastawienia do niego, zmianą orientacji seksualnej.
-Harry, to nie jest śmieszne!-wykrzyknęła, a mimo to uśmiech zaigrał w kącikach jej ust.- Poza tym, nie jesteśmy razem. Nawet mi się to nie śni. Nie musisz starać się być miłym.
-Ale wiem, że cierpiałabyś, gdybym odpowiadał na jego cięte riposty…
Chłopak zamyślił się. Czuł się trochę dziwnie słuchając, co dziewczyna, którą uważał za siostrę opowiadała. Ostatnie wydarzenia w jego życiu oraz otarcie się o śmierć, wypleniły w nim dziecinne narażanie się bez potrzeby i nieodpowiedzialność. Do Hermiony miał szczególny sentyment. Była przy nim w tych najtrudniejszych momentach. Byli dla siebie jak rodzeństwo.
-Dość o ślizgonie. Powiedz lepiej, jak szukanie mieszkania? Ja się nie spieszę. Ginny ma przed sobą jeszcze cały rok nauki. Do czasu zakończenia jej edukacji zamieszkam w Norze, a później coś wymyślę. Będę miał jeszcze trochę nowej kasy, bo mam zamiar pracować dorywczo.
-Hmm… Gdyby ten nasz ”rok uzupełniający” trwał tyle co zwykły rok szkolny, byłoby mi łatwiej. Czasem wydaje mi się, że jesteś jedyną osobą na świecie, która mnie rozumie…
-Doskonale rozumiem, co masz na myśli. Wiesz, że nie masz do czego wracac. Czasem wyobrażasz sobie, jak cudownie byłoby przytulić się do rodziców, posłuchać ich rady, zjeść obiad ugotowany przez własną mamę… Twoi rodzice przynajmniej żyją i są szczęśliwi.
-Ale nie wiedzą o moim istnieniu…-przez moment panowała niezręczna cisza.-No więc…-Hermiona zanurzyła rękę w torbie szkolnej. Wyciągnęła z niej wycinek gazetowy.-Zainteresowało mnie to mieszkanko. Wiem, wiem-Hogsmeade, jednak ta wioska ma swój klimat. Może obejrzymy je razem?-zaproponowała z uśmiechem.
-Wspaniały pomysł! Wydaje mi się, że twoje urodziny będą idealną datą. Jeśli ci się spodoba, będzie to twój prezent urodzinowy. Ode mnie.
-Harry, ja…
-Bez gadania. Nie możesz żyć bez dachu nad głową.-przerwał jej z uśmiechem.
-No dobrze… A tak pomijając ten temat… Co myślisz, o tym Rossie ? Według mnie, on jest jakiś podejrzany.-powiedziała Hermiona marszcząc brwi. Harry nigdy nie lekceważył jej przeczucia, również w tym wypadku. Myślał o tym samym, ale nie chciał niepokoić przyjaciółki.
-Wydaje mi się, że popadasz w obłęd. Na każdym roku załatwialiśmy kogoś lub coś. Teraz jest doba pokoju. Nawet my musimy odpocząć na chwilę od ratowania świata. Rola bohaterów skończyła się dla nas w szkole. Trzeba się wreszcie wyluzować.-powiedział śmiejąc się, choć jego głowę spowijały ciemne myśli.

~*~*~*~

Dni o których wspominał Harry, były dla Hermiony wręcz nie do zniesienia. Praktycznie nie wychodziła ze swojego dormitorium, tłumacząc się przyjaciołom ogromem prac domowych. W rzeczywistości najzwyczajniej bała się spotkać Dracona sam na sam. Nie była gotowa do tej konfrontacji. Oczywiście na lekcjach ich relacje pozostawały niezmienne- wciąż nazywał ją brudną szlamą, wyśmiewał się z niej i robił jej przytyki na każdym kroku, ale kiedy nikogo ze Slytherinu nie było widać na horyzoncie, patrzył na nią wyczekująco. Podrzucał jej liściki, a kilka razy przyłapała go na ukradkowym gapieniu się podczas Historii Magii. Kiedy się w tym orientował, stroił do niej głupawe miny, rzecz jasna, ku uciesze innych ślizgonów. Całymi dniami leżała na łóżku śpiąc lub wpatrując się w sufit. Kilka razy próbowała zapisać coś w swoim pamiętniku, ale jej starania spełzły na niczym. Odkładała zrezygnowana pióro i wracała do swoich rozmyślań.
Przyjaciele często do niej zaglądali. Wszyscy bardzo się martwili, ale uspokajała ich, mówiąc, że ona ”czasem tak ma”.
Draco czuł się zupełnie odwrotnie. Tęsknił za jej ustami. Codziennie wychodził z dormitorium wcześniej, żeby spotkać ją samą, ale nigdy nie mógł na nią natrafić. Kilka razy chciał spróbować wejść do jej sypialni, ale Zabini powstrzymywał go od tego pomysłu, mówiąc: „Daj jej czas. To kobieta-musi wszystko dokładnie przeanalizować." na co on odpowiadał warknięciem, że nie potrzebuje głupich rad, a poza tym, wcale tak bardzo go ta durna szlama nie martwi, że właściwie wcale o tym nie myśli, tylko chciałby wreszcie mieć od niej spokój.
I tkwiliby tak, gdyby nie feralny poniedziałek 19-tego września.
-Wszystkiego najlepszego! *trzask*-błysnęła lampa błyskowa i ruchome zdjęcie wywołało się. Wszyscy przyjaciele Hermiony i zaspana ona widnieli na zdjęciu z tortem.
-Och dziękuję.-powiedziała nieśmiało pocierając zaspane oczy.-Jak wy się tu… Ginny?
-Uhm…-roześmiała się Ginewra widząc minę swojej przyjaciółki.-Nie pomyślałaś o tym, dlaczego chcę u ciebie nocować akurat dzisiaj? Widać przebywanie w pokoju całymi dniami, mając za towarzystwo jedynie ściany, stępiło twój geniusz. Tam masz poskładane prezenty. Dmuchaj świeczki, ale najpierw pomyśl życzenie. Do śniadania jeszcze godzina, więc zdążysz je jeszcze rozpakować, a po lekcjach ja, ty, Ron i Harry idziemy do Hogsmade. MacGonagall dała nam zezwolenie. Dzisiaj nie wykręcisz się patrolem ani zadaniem domowym.
-No dobrze. Wygraliście, ale na patrol i tak muszę iść.
-Jasne, jasne. A teraz otwieraj te prezenty!-zaśmiał się Ron.
Od Naville’a dostała książkę o faunie i florze w zakazanym lesie, a od Ginny słodką, koktailową sukienkę w groszki. Luna podarowała jej kolczyki i naszyjnik ze smoczych łusek, które były świetnym lekarstwem na ból głowy, a i nie tylko. Od Rona otrzymała bluzkę, którą oczywiście wybierała jego siostra, od Deana ”Najpiękniejsze baśnie świata” i zimno-ogniste kule własnej roboty od Seamus’a. Po obejrzeniu upominków wyszła do łazienki, by się oporządzić. Wszyscy przyjaciele ruszyli na śniadanie w wyśmienitych humorach. Ich zapał opadł nieco, kiedy Ross zadał kolejne wypracowanie, tym razem na dwie rolki pergaminu.
Znajomi raz po raz składali Hermionie życzenia. 53 razy odpowiedziała :”dziękuję za pamięć”. Była tym już nieco zmęczona, a czekała ją jeszcze wyprawa po… Nowy dom. Brzmiało to idiotycznie, ale taki już był jej „brat”- nieprzewidywalny, ale za to go kochała.
Po zajęciach, bez chwili zwłoki, udali się do wioski. Na ulicach było dość cicho. W milczeniu przesyconym podnieceniem, udali się w wyznaczone miejsce wraz z właścicielem, który już na nich czekał. Był to malutki domek z dwoma pokojami, łazienką, kuchnią i niewielkich rozmiarów salonikiem.
-Dobry początek.-uśmiechnął się Harry. Widział jak Hermionie podoba się to, co widzi. Był to szczyt jej marzeń.
-I przyzwoita cena.-zauważył słusznie Ron.
-Hermiono? To twój urodzinowy prezent. Chyba, że wolisz jeszcze dzisiaj obskakiwać wszystkie możliwe sklepy.-wszyscy spojrzeli na nią wyczekująco.
-To będą moje 4 kąty?
-Oczywiście.-powiedziała Ginny.
-Żadnych współlokatorów?
-Żadnych.-odparł właściciel.
-Zero nawiedzania przez poprzednich właścicieli?
-Zero.-uśmiechnął się Ron.
-Harry…?
-Bierzemy.-zadecydował Potter i oddał właścicielowi odpowiednią sumę pieniędzy. 
Chłopcy sprzątali czarami domek, a przyjaciółki planowały jego dekorację. Było tam już kilka potrzebnych mebli, aneks kuchenny, wyposażona łazienka, a kominek został podłączony do sieci Fiuu. Hermiona spojrzała na wielki zegar ścienny.
-Na gacie Merlina!-krzyknęła.-Patrol!
Zabezpieczając domek różnymi zaklęciami, zamknęli go i teleportowali się z powrotem do zamku.

~*~*~*~

Intoxicate me now.

Dochodziła godzina 23, gdy Hermiona o czymś sobie przypomniała.
-Luno? Sprawdzałaś wieżę astronomiczną?
-Nie. O tej porze zazwyczaj jest pusta, a trzeba jeszcze sprawdzić dziedziniec.
-To może rozdzielmy się? Ja pójdę do wieży, a ty idź na dziedziniec. Spotkamy się w pokoju wspólnym.
-W porządku. Do zobaczenia!-powiedziała Luna na pożegnanie. Dopiero, gdy zniknęła Hermionie z oczu, dziewczyna przypomniała sobie, że okropnie boi się ciemności.
Wchodząc do wieży myślała, że zaraz zemdleje. Wszędzie było niewiarygodnie cicho. W końcu weszła na górę. Stanęła w świetle księżyca. Hermiona miała wrażenie, że cisza wokół niej gęstnieje. Wszystko zastygło w bezruchu, a przecież czuła, że wytężając słuch, usłyszy coś, co tam jest. Była tego pewna.
Nie jestem tu sama.-zrozumiała. 
Coś… było blisko. 
Coś ją… obserwowało. 
Obróciła się powoli od okna, starając się nie hałasować. Jeśli uda jej się zachować bezszelestnie, może to coś jej nie dopadnie? Może jej nie zauważy?
Cisza stała się ciężka, groźna. Dzwoniła jej w uszach szumem własnej krwi. Hermiona nie mogła nie wyobrażać sobie, co za chwilę wyskoczy na nią z tej ciszy z wrzaskiem.
Odgłos trzepotu skrzydeł jakiejś płomyków na zewnątrz odebrała jak wystrzał z karabinu.
Obróciła się w stronę źródła dźwięku, ale otaczały ją tylko mrok i cisza, gdyż nawet księżyc schował się za chmurami.
Czyjeś palce dotknęły jej karku.
Hermiona znów obróciła się na pięcie. Omal nie upadła. Była zbyt przestraszona, by krzyczeć. Kiedy zobaczyła, kto to, poczuła ogromną ulgę. Osunęłaby się na ziemię, gdyby Draco jej nie złapał. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje, ale próbowała się pozbierać.
-Nie powinnaś się bać. Nic ci nie grozi. Chociaż z drugiej strony, jesteś sam na sam ze śmierciożercą.-odezwał się z drwiącym uśmiechem. Dziewczyna zapomniała o strachu i odzyskała głos.
-Z emerytowanym śmierciożercą.- poprawiła go, a akcentując słowa.
W jednej chwili twarz ślizgona znalazła się tak blisko niej, że poczuła w ustach smak jego kawy. Ta bliskość była niebezpieczna i.. podniecająca za razem.
-Mogę rzucić na ciebie avadę, kiedy tylko najdzie mnie na to ochota.
-A ja nadal tu jestem.
-To dowodzi jedynie ogromu twojego ograniczenia umysłowego. Jesteś zbyt naiwna. Naiwna i niewinna, Granger. Każda inna dziewczyna uciekłaby z piskiem.-chłopak bardziej się nad nią nachylił.
-Ja nie nazywam się „każda inna dziewczyna”. Ufam ci.
Księżyc wychylił się zza chmur, rzucając na nich blade światło. Draco owinął sobie wokół palca jeden z kosmyków Hermiony.
-To źle.
-Ja tak nie sądzę. Pamiętasz? Uważam, że dla ciebie jest jeszcze ratunek.-uśmiechnęła się.
Chłopak poczuł się pewniej.
-Wszystkiego najlepszego.
-Skąd wiedziałeś?
-Nie ma za co.-mrugnął do niej porozumiewawczo.
Rozmawiali ze sobą jeszcze długo w noc siedząc pod ścianą, naprzeciw okna. Ona czuła się przy nim bezpiecznie, a on z przejęciem słuchał każdego jej słowa. Chłonął każde wypowiedziane przez nią zdanie. Oboje wiedzieli, że jutro wrócą do normalnego stanu rzeczy, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Wpatrując się w wielki księżyc, Hermiona zasnęła na ramieniu Malfoy’a.

____________________________________________________________________

Po pierwsze, chciałam bardzo przeprosić za to wczorajsze zamieszanie z notkami, ale mam już czternastą napisaną i po prostu coś mi się pomieszało. Przepraszam.

Zapraszam do komentowania.

Mała Czarna ;*

1 komentarz: