czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział V „To strach sprawia, że wstydzimy się okazywać uczucia.”

-Dzień dobry, śpiąca królewno.-usłyszała, zaraz po przebudzeniu Hermiona. Draco leżał koło niej na łóżku.
-Dzień do… CO?!-zerwała się, podciągając pierzynę pod samą brodę.-Co ty, do cholery jasnej, robisz w moim pokoju?!
-Poprawka Granger. To jest mój pokój.
Dziewczyna dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu. Było tak duże jak jej, ale urządzone w barwach Slytherinu-zielone zasłony, meble z drewna w odcieniu kości słoniowej, czarne łóżko ze szmaragdowo-zieloną pościelą, ze srebrnymi wzorami.
-Jak ja się tutaj znalazłam?-zapytała, zaciskając zęby.
-Wczoraj w wieży zasnęłaś. Nie chciałem cię budzić. Nie martw się, nie wykorzystałem tej okazji, że byłaś w dźwiękoszczelnych ścianach mojego dormitorium.
Hermiona poczuła, że pieką ją policzki, ale opanowała się po mistrzowsku. Chciała wstać, ale z przerażeniem zauważyła, że jest… w samej bieliźnie!
-A jak wytłumaczysz fakt, że jestem półnaga?
-Wystarczy proste zaklęcie.-zastanowił się chwilę i dodał.-Ale nie powiedziałem, że go użyłem.
Tego było już za wiele. Dziewczyna stanowczym krokiem podeszła do niego z zamiarem spoliczkowanie chłopaka, ale Draco w porę się zorientował i chwycił ją za nadgarstki.
-Jak śmiałeś?!
-Och, przestań. We śnie nie byłaś niezadowolona.
-Czyżby?-powiedziała z powątpiewaniem.
-Nie kłamię. Kilka razy wymamrotałaś nawet moje imię.
-Pieprzysz…
-Nie , to ty pieprzysz. Przyznaj wreszcie, że cię pociągam.
-To nie prawda! Wlej we mnie veritaserum, to się przekonasz.
-Prawie uwierzyłem w to kłamstwo. Kłamiesz co raz lepiej… Czyli mnie nienawidzisz?
-Tego nie powiedziałam.
-Więc co czujesz?
-O to samo mogłabym zapytać ciebie?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
-Czyżby pan Draco Malfoy unikał odpowiedzi jak tchórz?
-Nigdy nie nazywaj mnie tchórzem.- zmroził ją wzrokiem stalowych tęczówek.
-Więc w czym rzecz?
Malfoy zamarł, zastanawiając się nad tymi słowami. Głęboko w jego podświadomości czaiła się odpowiedź, ale nie mógł tego powiedzieć ani pokazać. Hermiona miała tą samą świadomość, ale na zamianę myśli w słowa nie pozwalała jej duma.
Puścił jej nadgarstki.
-Tak myślałam. Wszyscy się tak zachowujecie. Faceci… Kto powiedział, że to wy jesteście odważni?-prychnęła, zabrała swoje rzeczy i wyszła.
W swoim dormitorium wzięła długi prysznic. Migrena dawała jej się we znaki. Stwierdziła, że pójdzie zwolnić się z lekcji u pani Pomfrey ze skrzydła szpitalnego.
Ubrała się szybko i kiedy chciała wyjść na śniadanie, ta sama płomykówka, która wczoraj tak ją wystraszyła, zastukała w okno.
Spodziewała się tego listu. Wręcz miała pewność, że przyjdzie. Przeczytała go czterokrotnie i chociaż była już spóźniona na śniadanie, nie mogła się powstrzymać, żeby nie wrócić do niego po raz piąty.

Granger,
Nie miej mi tego za złe. Uczucia są dla mnie zupełną nowością, dopiero wchodzę w to całe bagno z przejmowaniem się nimi. Proszę, nie pytaj mnie co czuję, bo sam nie wiem. Muszę to przemyśleć, zmuszasz mnie do tego. Jedyne, czego jestem pewien to to, że już cię nie nienawidzę. Miłość i nienawiść to bardzo podobne uczucia. Dwie skrajności. Nie ma środka. Jest tylko albo, albo…
D.M

Końcówka mówiła jej, że Draco miał akurat ten swój dziwny, poetycki nastrój. Zauważyła już podczas rozmowy w wieży, że Malfoy, jak każdy człowiek ma w sobie ukrytego wariata.
Hermiona rzuciła list na łóżko i wyszła przepełniona mieszanymi uczuciami. Wchodząc do Wielkiej Sali zderzyła się z kimś. Malfoy.
-Jak łazisz ty…Granger? Śledzisz mnie?
-Jasne. Wpadanie na ciebie sprawia mi niesamowitą frajdę, wiesz?-powiedziała ironicznie.
-Wiem o tym.-puścił do niej perskie oczko.-Widać nie tylko cię pociągam, ale i przyciągam.
Nie wiedzieli , że całemu zajściu przygląda się Pansy zgrzytając zębami. Nie mogła w to uwierzyć, a równocześnie zaprzeczanie było bez sensu. Oni jawnie flirtowali.
Na historii magii usłyszała szelest nad ławką dzieloną z Harrym. Uniosła głowę znad swoich notatek i złapała karteczkę lecącą w jej stronę.
Jeśli nie zostawisz mojego Dracusia w spokoju, to przysięgam szlamciu, że własnoręcznie wydłubię ci oczy i wypruję flaki!!!

Odwróciła kartkę i odpisała na odwrocie :

3 sprawy :
1. Nie mogę go zostawić, bo nie jesteśmy razem.
2. Trzymaj wyobraźnię na wodzy.
3. Grozić to Ty możesz swoim koleżaneczkom. :3


Zadźwięczał dzwonek. Hermiona zaczęła się pakować. Ból głowy wciąż jej dokuczał. Kilka książek niby przypadkiem upadło jej na podłogę z głośnym łoskotem, akurat w tedy, gdy obok jej ławki, ze złośliwym uśmieszkiem przechodziła dziewczyna o twarzy mopsa.
-Zaczynasz się upodabniać do Longbottoma, Granger.-usłyszała ironiczny głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby.
-Twoja dziewczyna to zrobiła. Widziałeś to przecież. Nawiasem mówiąc, groziła mi.
-Po pierwsze, jedyne co widziałem, to twoje upośledzenie ruchowe i koordynacyjne. Nic dziwnego, że nie grasz w quidditcha. A po drugie, ja nie mam dziewczyny.
-A Pansy Parkinson?-zapytała, ignorując obelgi rozmówcy.
-To nie jest moja dziewczyna.
-No wiesz… Ja nie mówię do ciebie „Dracusiu”.
-Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby się wreszcie odwaliła. Ona i jej przyjaciółeczki myślą, że są przebiegłe, a ich „intrygi” błyskotliwe. Ostatnio kiedy wszedłem do swojego dormitorium, czekała na mnie mopsica w stroju pożyczonym od przydrożnej dziwki. Dopiero kiedy powiedziałem, że wygląda jak wieloryb w kombinezonie szprotki, to wyszła z obrażoną miną.
-Jesteś dla niej za ostry.
-Nie będę tego znosił!
-Dobrze, rozumiem. po prostu porozmawiaj z nią.
Szli właśnie korytarzem do następnej klasy.
-Malfoy… O co chodziło z tym pocałunkiem?
-Ja… O nic. Chciałem spróbować egzotyki i pocałować gryfonkę.-skłamał gładko, ale ona widziała, że odwracał wzrok i nerwowo poprawiał grzywkę.
-No zgoda. A teraz opowiedz mi tę wersję nieoficjalną.
Na te słowa chłopak przystanął i przybliżył się do dziewczyny, na co ona zareagowała instynktownie odsuwając się, ale za plecami miała ścianę.
No to koniec.-pomyślała. Obiecała sobie, że nie da mu się więcej pocałować.
-Czyżbyś wątpiła w moje słowa?-zapytał, kładąc ręce na ścianie po obu jej stronach, zamykając wszelkie drogi ucieczki.
-A nawet gdyby, to co?- zapytała butnym tonem, choć w środku cała dygotała.
-I co ja mam z tobązrobić...-westchnął. -Jesteś pierwszą osobą, która tak popieprzyła mi w głowie. Czuj się zaszczycona, Granger..-uśmiechnął się szelmowsko.
Poczuła, że kręci jej się w głowie od słów i bliskości chłopaka. To było za wiele. I nie podobało to, w którą stronę zmierzają jej myśli.Całe jej postanowienie diabli wzięli, gdy tylko spojrzała w te stalowe tęczówki. W jednym momencie zniknęła szara, deszczowa zasłona tego świata. Znów widziała kolory.
Dotknęła jego policzka opuszkami palców. Była pragnieniem. Tylko to się liczyło- jego usta, co raz bliżej i bliżej jej... I już, kiedy Draco chciał ją objąć w pasie, Hermiona runęła jak długa ze schodów pchnięta przez Pansy Parkinson. Ślizgonka przepychała się na jej miejsce obok chłopaka. Wszystko działo się tak szybko, że młody Malfoy, nie zdążył nawet podnieść różdżki.
Jedno uderzenie.
Hermiony głowa odbiła się od posadzki jak piłka. Strużka krwi popłynęła po schodach.
Drugie uderzenie.
Usłyszeli dźwięk łamanej kości. Była to ręka dziewczyny. 
A w tle słychać było szydzący głos nieznośnej Pansy. 
Draco chciał rzucić na nią cruziatusa, ale teraz nie było na to czasu. Wystarczyło mrożące krew w żyłach spojrzenie. Puścił się biegiem po schodach do Hermiony. Świat tańczył jej przed oczami. Podnosiła się wiele razy, ale czuła, że teraz nie da rady.
Draco nachylił się i delikatnie dźwignął ją z podłogi.
-Witaj, towarzyszu. Nie myliłeś się co do Pansy.-mruknęła sennie. Oganiała ja ciemność. Powieki same jej się zamykały.
-Granger? Hermiona! Otwórz oczy!-nigdy nie słyszała w jego głosie takiego napięcia, takiej determinacji.-Nie zasypiaj. Jeszcze nie.
Hermiona spojrzała na niego. Pędził właśnie w stronę skrzydła szpitalnego.
-Mówiłeś prawdę?
-Co? Kiedy?
-Zanim mnie pocałowałeś. Powiedziałeś w tedy, że marzyłeś o tym od dawna.-Znów ogarnęła ją ciemność, ale młody Malfoy ją ocucił.
Milczał. Miona chciała zacisnąć palce na jego szacie szkolnej, ale zabrakło jej siły.
-Powiedz, naprawdę ci zależy?
Draco odezwał się wreszcie nieswoim głosem.
-Nie wiem. Chyba. Tak. Ale to nie ma sensu. MY nie mamy sensu.
-A co stoi na przeszkodzie?
-To jest niemożliwe.
-Nie boję się Pansy, ani nikogo innego.
-Nie chodzi o nią. Nie chcę dać mojemu ojcu powód do zabicia ciebie. Jeśliby się o tym dowiedział…- ale nie skończył, bo nadbiegli nauczyciele.
-Wyślijcie sowę do św. Munga! Natychmiast! Nie możemy jej aportować, bo się rozszczepi.-słyszała wokół siebie głosy, ale nic już nie widziała. Jakaś rozhisteryzowana dziewczyna krzyczała. Przez sekundę widziała nad sobą twarz Harry’ego a w tle kłócących się Rona i Draco. Ciemność. Kiedy znowu odzyskała wzrok, do Pottera dołączyli się jej przyjaciele. Czyjaś ciepła dłoń ściskała jej. 
Jesteś silna. Dasz radę.-słyszała z oddali.

~*~*~*~

„Kładzie mnie spać i czuwa nad moim snem.”
Otworzyła oczy. Jeszcze nie złapała ostrości, a wokół widziała tylko biel.
-Jestem w niebie?-zapytała niepoważnie.
-Jeszcze nie, ale skoro zaraz mnie ujrzysz, na pewno będziesz.-odpowiedział doskonale jej znany, męski głos.
-Co tu robisz, Draco?
-To ja cię tu przyniosłem. Chyba mam prawo cię doglądać, mała czarownico?-zarumieniła się. Szybko się opanowała i odparła.
-Nie wiesz, co na to moi przyjaciele?-przeciągnęła się na łóżku z satysfakcją przyglądając się minie Dracona. Z krzesła przesiadł się na jej łóżko i nachylił się nad jej twarzą.
-Nie dbam o to, co mówią twoi przyjaciele. Liczę się jedynie z tobą, mała czarownico.-zaśmiał się.-Jak się czujesz?
-Ooo, martwisz się o kogoś innego niż ty sam. Ciekawe…
-Pytam poważnie.
-Nie najlepiej, ale bywało gorzej. Co z mopsem?
-Jest zawieszona w prawach ucznia. Zastanawiają się, czy jej nie wywalić. Mam szczęście, że powstrzymałem się od rzucenia na nią cruziatusa. Musiałbym wracać do domu, ojciec prześwietliłby mi łeb legilimencją i pojedynek gotowy. Oprócz tego, Pansy nie może brać udziału w balu.
Spojrzał na nią wymownie, ale udała, że tego nie widzi.
-A skoro jesteśmy w temacie balu, to z kim idziesz?

~*~*~*~ 


1 komentarz: