czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VI „[...] żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia…”

-Wiesz… Jeszcze nikt mnie nie zaprosił i nie wiem, czy zaprosi…-zaczęła jąkać się Hermiona, czerwieniąc się.-A ty z kim idziesz?
-No więc, ja myślałem, żebyśmy…
-Miona!-przerwał mu kobiecy głos.-Jak się czujesz? Tak się martwiliśmy!-mówiła z przejęciem. Nagle wyraz jej twarzy się zmienił.-A ty co tu robisz?-zapytała z niekrytą dezaprobatą Ginny.
-To ja ją tu przyniosłem. Chyba mam prawo sprawdzić, co się z nią dzieje.
-Jakby cię to chociaż obchodziło.-prychnęła ruda, niczym kotka.
Draco podniósł się i stanął naprzeciw dziewczyny.
-A skąd ty możesz wiedzieć, co lub kto mnie obchodzi, hm?-zapytał rozdrażniony.
-Nie od dzisiaj nie jest żadną tajemnicą, że jedyną osobą o którą się martwisz jesteś ty sam.-odparowała ruda, składając ramiona na piersiach i mrużąc oczy.
-Dajcie sobie spo... - spróbowała ich uspokoić Hermiona, ale nie dane jej było dokończyć.
-Lepiej przyjdę później.
-Masz rację, tak zrób.- zaaprobowała decyzję Dracona ruda.
-Wrócimy do tej rozmowy... później. Do zobaczenia, Mała Czarownico.-powiedział Draco i na odchodne posłał dziewczynie uśmiech, a po jej plecach przebiegł dreszcz.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie, a kiedy zniknął za drzwiami, odczekała chwilę, by krzyknąć do Hermiony.
-Co tu się do cholery dzieje?
-Gin, uspokój się. Nic się nie dzieje.
-Nic, poza tym, że kręcisz z Malfoy’em!
-My wcale nie kręcimy. Po prostu przyniósł mnie i przyszedł sprawdzić, czy się opłacało. Był wredny i szorstki jak zawsze. Ten pocałunek nic dla niego nie znaczył.-odparła nie patrząc przyjaciółce w oczy. Doskonale wiedziała, że nie umie kłamać, a to co powiedziała, w pewnych aspektach mijało się z prawdą.
-Nie umiesz kłamać. Nie zmyślaj. Widzę, że coś się kroi. Złamiesz mojemu bratu serce!
-On jest z Meredith- jesteśmy kwita.
-W sumie racja… Ok, nieważne. Masz już…
-Nie, proszę..!
-Ssssuuu...
-Stul twarz, rudzielcze!
-Sukienkę na bal, którego nie mogę się doczekać?!
-Musiałaś mi o tym przypomnieć?-nachmurzyła się starsza z dziewcząt.
-Nie musiałam ale chciałam. Chłopaki będą w sobotę ogarniać dom, a my idziemy na zakupy. Postanowione.
Hermiona gorączkowo myślała. Nie miała ochoty łazić po sklepach, jak to Ginny miała w zwyczaju, do upadłego. Niestety znała tylko jeden sposób na pozbycie się małego, piegowatego, ukochanego natręta.
-Przepraszam cię, ale jestem… eee… umówiona.-wyjąkała. Po chwili pożałowała, bo Ruda ucieszyła się jeszcze bardziej.
-CO?! Z kim? Opowiadaj, a jak wrócisz, nawet nie wchodź do siebie, tylko przychodź od razu do wieży Gryffindoru!
-Wszystkiego się dowiesz, spokojnie.

~*~*~*~

Wysoki mężczyzna o twardych rysach, ciemnych włosach i ostrym spojrzeniu siedział przy kominku swojego gabinetu.
-Pospiesz się, Ross. Jego poddani się niecierpliwią. Łakną krwi. Kontaktują się ze mną, Malfoy również otrzymuje informację.-nasłuchiwał głosy dochodzącego z paleniska.
-Dostaną, czego chcą, a teraz niech sobie chłopaczyna trochę pożyje.
-Masz niewiele czasu. Kiedy opuści szkołę, zostanie aurorem. W tedy nie my będziemy polować na niego, tylko on na nas.
-Nie bądź śmieszny.-zadrwił Ross.-Nie zabił Czarnego Pana sam. To chłopak Longbottom'ów załatwił węża. Głupie plotki zbudowały historię i wyolbrzymiły fakty na temat tak zwanego, Wybrańca.-odparł Carter, ostatnie słowo niemal wypluwając.
-Jednak to on walczył z Czarnym Panem. To on był posiadaczem czarnej różdżki. Posłuchaj mnie. Zrób to tak jak będziesz uważał, ale ostrzegam cię- nie lekceważ chłopaka, bo może ci pokazać, ile jest wart. W razie niepowodzenia, syn Lucjusza przejmie to zadanie.
-Nie sądzę, żeby się zgodził.-powiedział Ross.
-Niby dlaczego? Stałby się kimś w wielkim.
-Dlatego, że młody Malfoy się zmienił. Trzeba powiadomić jego ojca o tym, że Draco przeprosił się ze szlamem, z jedną przede wszystkim.
-TO NIEDORZECZNE!
-Csii… Ktoś tu idzie.
-Nie zawiedź nas.
-Nie mam zamiaru.

~*~*~*~

Wszyscy przyjaciele odwiedzali Hermionę w skrzydle szpitalnym. Czuła się o dużo lepiej, ale pani Pomfrey uparła się, by nie wypuszczać jej do dormitorium jeszcze przez dwa tygodnie. Chłopcy przynosili jej notatki oraz wieści o stanie jej mieszkanka, które stale remontowali pod nadzorem młodszej siostry Rona. Sama Ginny przynosiła Hermionie stosy pisemek o modzie, co rusz wynajdując nowe cudeńka balowe, a także mnóstwo gorących, świeżutkich ploteczek z życia Hogwartczyków. 
Malfoy też często u niej bywał. Zwykle jedynie sobie dogryzali, nabijali się z siebie, bądź z gazet z modą. Nie mieli okazji wrócić do rozmowy na temat balu, bo za każdym razem ktoś wchodził im w paradę, a wszyscy za wyjątkiem Harry'ego patrzyli na Dracona wilkiem.

~*~*~*~

Salvation

W dzień, kiedy miała wrócić, Draco siedział w swoim pokoju pogrążony w myślach. Czuł, że co raz bardziej pragnie Hermiony. Czuł, że coś się dzieje w jego skamieniałym sercu. Jego świat się zmieniał. Nie wiedział dlaczego. Wszystkie zasady, które ojciec wpajał mu od dziecka, wszystko, co uważał za słuszne, zachwiało się w posadach.
Jego świat… I nagle do głowy uderzyła mu myśl jak piorun. Jego świat się nie zmieniał, bo teraz ona była całym jego światem. Nigdy wcześniej tak o tym nie myślał, ale teraz wszystko mu się wyklarowało. Spojrzał na zegarek i zauważył, że siedział tak w miejscu już dwie godziny. Wybiegł jak burza z własnej sypialni i zaczął dobijać się do tej należącej do dziewczyny.
-Wszystko gra?-zapytała zdziwiona Granger, otwierając Draconowi drzwi.
-Brakowało mi ciebie tutaj.-mówił nakręcony. Był podniecony i równocześnie zdenerwowany. Czuł się, jakby skakał na bungee.
-Dobrze się czujesz, Draco? Na pewno niczego nie brałeś?
-Nie. To znaczy tak. To znaczy nie wiem… Jutro piątek. Bądź o 17.00 w Hogsmeade. Znajdę cię. Musimy porozmawiać.
-Dobrze.-powiedziała lekko zarumieniona, spuszczając wzrok. Chciała zamknąć drzwi, ale Malfoy ją powstrzymał.-Jeszcze coś?
-Tęskniłem.-odparł bez zastanowienia, po czym odchrząknął i sprostował.-Zrób coś z włosami jutro, bo nie mam ochoty patrzeć na ten Bangladesz. Postaraj się, bo w końcu pokażesz się publicznie ZE MNĄ. To istotne. W każdym razie, koszmarów w negatywie. Żadnych przyjemnych kolorów.
Wyszedł, a Hermiona poczuła się świetnie. Nie miała mu za złe tej całej otoczki złości i gniewu, bo wiedziała, ze on już taki jest. Nie mogła żądać od niego, że po tak wielu latach oziębłego traktowania w domu, nagle stanie się ciepłą i ujmującą osobą. Mimo wszystko i tak ją ujął.

~*~*~*~

-Wszystko gra, stary?-spytał Harry.
Siedział z Ronem w opustoszałym pokoju wspólnym gryfonów.
-Przepraszam, głupie pytanie. Mów co się dzieje.
-W zasadzie, to nie powinienem być zazdrosny, ale… Jakoś dziwnie się czuję.- odparł rudowłosy.
-Rozumiem cię. Nie tylko ty czujesz się dziwnie w tej sytuacji. Nienawidzili się od zawsze, a teraz…
-Są razem.-dokończył Ron bezbarwnym tonem.
-Nie, nie są, ale czuję, że będą. Malfoy tylko zgrywa bezuczuciowego dupka. Pamiętasz? Rozpoznał nas, a mimo to nie wydał.
-Pamiętam. Boję się trochę o Hermionę. Doskonale wiesz, że on jedynie wykorzystuje dziewczyny. Ona jest bardzo wrażliwa.
-Masz rację, ale nie zapominaj, że nasza przyjaciółka różni się od tamtych dziewczyn.
-Tak… Ładna, naturalna, inteligenta, o złotym sercu… Marzenie.
-Zobaczysz, Ron. Jeszcze go będzie "na sznurku wodzić".-zaśmiał się Potter. Weasley również, choć nie do końca przekonany.

3 komentarze:

  1. Rozdział wspaniały! Masz talent dziewczyno ;)
    Pisz dalej i niech wena będzie z Tobą ;)

    Zapraszam na: http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com


    oraz na dwa blogi mojej znajomej:


    1.) http://twiightsaga.blogspot.com,
    2.) http://selfishones.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadnę na pewno ;) dziękuję za słowa pochwały, są ogromną motywacją ;)

      Pozdrawiam,
      Mała Czarna

      Usuń
  2. prawda wyjdzie na jaw już nie mogę się doczekac

    OdpowiedzUsuń