-Czuję coś jakby deja vu…
-Nie dziwię ci się.
Ginny siedziała na łóżku Hermiony patrząc jak jej przyjaciółka nakłada makijaż. Sama była już gotowa do spotkania z Harrym. Bardzo go kochała. Nie widziała swojej przyszłości z nikim innym, chociaż z drugiej strony przerażała ją perspektywa ustatkowania się, wyjścia za mąż, prania skarpet i gotowania. Czuła, że go kocha, ale chciała jeszcze zaszaleć, pocałować kogoś innego, zrobić coś głupiego i lekkomyślnego. Z Harrym było to niemożliwe. Potter był czuły i kochający, ale nie gotowy na wszystko. Już nie.
-Pozwolisz, że o coś cię zapytam?-wypaliła nagle Ginny.
-Jasne, pytaj.
-Wiesz… od jakiegoś czasu zastanawiam się… Co tak naprawdę czujesz do Dracona?
Hermiona wiedziała, że kiedyś padnie to pytanie. Westchnęła ciężko.
-Nie jestem pewna. Prowadzę wewnętrzną walkę. Z jednej strony chcę go poznać, mam ochotę o tak wiele go zapytać, ale z drugiej strony boję się mu zaufać. Chcę poznać każdy centymetr jego duszy i ciała, ale głos z tyłu głowy mówi mi, że on mnie wykorzysta. Chcę o niego, o nas, zawalczyć, ale brakuje mi odwagi, by złapać go za rękę i pobiec w nieznane.
-Rozumiem… A jak czujesz się przy nim?
-Bezpiecznie. Nie wiem, dlaczego, ale daje mi to poczucie, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze.
-Widzę, że to coś głębszego.
-Można tak powiedzieć.
-To jest bardzo… dojrzałe. Pamiętaj, że jakby coś się działo, masz jeszcze Harry’ego, Rona i mnie. My wszyscy jesteśmy przy tobie bez względu na to, co zrobisz. Jesteś moją jedyną siostrą.
-A wy wszyscy jesteście moją jedyną RODZINĄ.
-Nie dziwię ci się.
Ginny siedziała na łóżku Hermiony patrząc jak jej przyjaciółka nakłada makijaż. Sama była już gotowa do spotkania z Harrym. Bardzo go kochała. Nie widziała swojej przyszłości z nikim innym, chociaż z drugiej strony przerażała ją perspektywa ustatkowania się, wyjścia za mąż, prania skarpet i gotowania. Czuła, że go kocha, ale chciała jeszcze zaszaleć, pocałować kogoś innego, zrobić coś głupiego i lekkomyślnego. Z Harrym było to niemożliwe. Potter był czuły i kochający, ale nie gotowy na wszystko. Już nie.
-Pozwolisz, że o coś cię zapytam?-wypaliła nagle Ginny.
-Jasne, pytaj.
-Wiesz… od jakiegoś czasu zastanawiam się… Co tak naprawdę czujesz do Dracona?
Hermiona wiedziała, że kiedyś padnie to pytanie. Westchnęła ciężko.
-Nie jestem pewna. Prowadzę wewnętrzną walkę. Z jednej strony chcę go poznać, mam ochotę o tak wiele go zapytać, ale z drugiej strony boję się mu zaufać. Chcę poznać każdy centymetr jego duszy i ciała, ale głos z tyłu głowy mówi mi, że on mnie wykorzysta. Chcę o niego, o nas, zawalczyć, ale brakuje mi odwagi, by złapać go za rękę i pobiec w nieznane.
-Rozumiem… A jak czujesz się przy nim?
-Bezpiecznie. Nie wiem, dlaczego, ale daje mi to poczucie, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze.
-Widzę, że to coś głębszego.
-Można tak powiedzieć.
-To jest bardzo… dojrzałe. Pamiętaj, że jakby coś się działo, masz jeszcze Harry’ego, Rona i mnie. My wszyscy jesteśmy przy tobie bez względu na to, co zrobisz. Jesteś moją jedyną siostrą.
-A wy wszyscy jesteście moją jedyną RODZINĄ.
~*~*~*~
-Zakochany kundel- no dobra, ale zakochany Smok? Albo Wąż?
-Skończ Blaise, jeśli nie chcesz oberwać Cruciatusem. Ja nie kocham. Miłość nie ist…
-Słyszałem to setki razy.-przerwał mu Zabini.- Jest tylko pożądanie. To nieprawda, a ty i Granger jesteście tego żywym przykładem. Luna twierdzi…
-Oszczędź mi tego.
-Jako mój przyjaciel, powinieneś to zaakceptować.
-Mam zaakceptować twój związek z wariatką? Stary, kiedy z nią rozmawiam, nie wiem czy ona mnie słucha, czy jest aktualnie na marsie. Gorsza od niej jest tylko ta psycholka od wróżbiarstwa.
-Kiedy ty mnie wreszcie zrozumiesz…-westchnął Zabini.
~*~*~*~
-Miona, naprawdę chętnie bym została, ale nie powinnam. Poza tym, muszę już iść, bo Harry na mnie czeka. Wpadnę jutro, albo jeszcze dzisiaj, na noc.
Ginny zamknęła za sobą drzwi i wpadła na wysokiego chłopaka. Czarne włosy, równie ciemne oczy. Oczy… Były głębokie, pozbawione zwykłej dla arystokratów i ślizgonów dezaprobaty. Podobało jej się to, ale zorientowała się, kto to i spuściła wzrok. To na pewno tylko głupi żart, albo gra. Ewentualnie próba poniżenia Harry’ego. Ale Blaise wpatrywał się w nią z niekrytym uwielbieniem. Widział ją tysiące razy, ale miał wrażenie, że to był pierwszy. Kochał Lunę, naprawdę ją kochał, ale ta chwila była… Magiczna.
Czas stanął w miejscu, kiedy na nią patrzył, minęło kilka minut, a obydwoje mieli wrażenie, jakby minęło tysiąc lat.
-Przepraszam, że cię podeptałam.-odezwała się wreszcie dziewczyna.-Straszna ze mnie niezdara.
-Nic się nie stało. Spokojnie.-uśmiechnął się do niej czarująco.
-Muszę lecieć. Chłopak na mnie czeka. To... do zobaczenia.-powiedziała i odeszła.
Przy Harrym czuła się dziwnie nieswojo. Kochała go niezaprzeczalnie, jednak czuła, że coś w jej środku się stało.
Sam Zabini czuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował. Zapomniał o tym, że nie ma szans z największym czarodziejem dzisiejszych czasów – Potterem. Otrząsnął się jednak w mniej niż sekundę i patrząc za odchodzącą dziewczyną, mruknął do siebie:
-Och, jestem tego pewien.
-Skończ Blaise, jeśli nie chcesz oberwać Cruciatusem. Ja nie kocham. Miłość nie ist…
-Słyszałem to setki razy.-przerwał mu Zabini.- Jest tylko pożądanie. To nieprawda, a ty i Granger jesteście tego żywym przykładem. Luna twierdzi…
-Oszczędź mi tego.
-Jako mój przyjaciel, powinieneś to zaakceptować.
-Mam zaakceptować twój związek z wariatką? Stary, kiedy z nią rozmawiam, nie wiem czy ona mnie słucha, czy jest aktualnie na marsie. Gorsza od niej jest tylko ta psycholka od wróżbiarstwa.
-Kiedy ty mnie wreszcie zrozumiesz…-westchnął Zabini.
~*~*~*~
-Miona, naprawdę chętnie bym została, ale nie powinnam. Poza tym, muszę już iść, bo Harry na mnie czeka. Wpadnę jutro, albo jeszcze dzisiaj, na noc.
Ginny zamknęła za sobą drzwi i wpadła na wysokiego chłopaka. Czarne włosy, równie ciemne oczy. Oczy… Były głębokie, pozbawione zwykłej dla arystokratów i ślizgonów dezaprobaty. Podobało jej się to, ale zorientowała się, kto to i spuściła wzrok. To na pewno tylko głupi żart, albo gra. Ewentualnie próba poniżenia Harry’ego. Ale Blaise wpatrywał się w nią z niekrytym uwielbieniem. Widział ją tysiące razy, ale miał wrażenie, że to był pierwszy. Kochał Lunę, naprawdę ją kochał, ale ta chwila była… Magiczna.
Czas stanął w miejscu, kiedy na nią patrzył, minęło kilka minut, a obydwoje mieli wrażenie, jakby minęło tysiąc lat.
-Przepraszam, że cię podeptałam.-odezwała się wreszcie dziewczyna.-Straszna ze mnie niezdara.
-Nic się nie stało. Spokojnie.-uśmiechnął się do niej czarująco.
-Muszę lecieć. Chłopak na mnie czeka. To... do zobaczenia.-powiedziała i odeszła.
Przy Harrym czuła się dziwnie nieswojo. Kochała go niezaprzeczalnie, jednak czuła, że coś w jej środku się stało.
Sam Zabini czuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował. Zapomniał o tym, że nie ma szans z największym czarodziejem dzisiejszych czasów – Potterem. Otrząsnął się jednak w mniej niż sekundę i patrząc za odchodzącą dziewczyną, mruknął do siebie:
-Och, jestem tego pewien.
~*~*~*~~
-Mam nadzieję, że nie chcesz iść do żadnej restauracji gdzie ceny będą większe od twojego ego, hm?- spytała żartobliwie Hermiona. Spacerowali właśnie zatłoczonymi uliczkami Hogsmeade.
-Przestań, mała czarownico. Nie mam aż tak ogromnego ego.-odpowiedział z miną obrażonego dziecka Draco.- A co do lokalu, to sama się przekonasz.
Dziewczyna stanęła jakby ją wmurowało w ziemię. Wiedziała, dokąd zmierzają i wcale jej się to nie podobało.
-Zmiana koncepcji, Malfoy. To ja wybieram miejsce.
-Przykro mi, ale ja cię zaprosiłem, dlatego też ja ustalam zasady.-powiedział z tryumfem w głosie, ale nie wiedział, że Hermionie zaświtała w głowie pewna myśl.
-No wiesz… Zawsze mogę cię przekonać.-powiedziała, przebiegając równocześnie palcami po jego plecach i trzepocząc rzęsami.
-Flirt z tobą, mała czarownico, zostawia mi niedosyt. Żeby mnie przekonać, musiałabyś zrobić coś więcej.-uśmiechnął się przebiegle i niby od niechcenia objął ją ramieniem, pochylając się nisko nad jej twarzą. Dziewczyna poczuła przyjemne dreszcze i niemal zapomniała o swoim planie. Niemal.
-Co masz na myśli?- zapytała niewinnie patrząc na niego kocim wzrokiem spod półprzymkniętych powiek. Wiedziała jak na niego działa nie flirtując, więc nie potrafiła sobie wyobrazić, jak bardzo Draco podniecało to, jak się zachowywała teraz.
-Wiesz doskonale, o czym mówię.-uśmiechnął się szelmowsko. Zbliżyła do niego swoją twarz, dzieliło ich tylko kilka milimetrów. Draco już nie mógł się doczekać jej miękkich ust… i w tedy Granger odwróciła się łapiąc go za rękę.
-Zaufaj mi.-szepnęła.
Przeciskali się przez tłum ludzi. Hermiona puściła go i zmusiła, by ją gonił. Co raz oglądała się za nim, by za moment zniknąć za jakimś przechodniem. Czuli się młodzi i wolni. Draco z zachwytem patrzył jak jej włosy porywa wiatr w biegu, kradł jej uśmiechy, napawał się widokiem szczęśliwych, czekoladowych oczu. Momentami zapominał o ucisku w żołądku, który zawiadamiał go o zbliżającej się rozmowie. Nigdy nie rozmawiał o uczuciach. Nigdy nawet nie wierzył, że potrafi czuć. Był zimnym, bezwzględnym śmierciożercą, opanowanym i dumnym arystokratą. Nie wiedział, czy będzie potrafił ubrać myśli w słowa.
-To tutaj.-oświadczyła Hermiona, wytrącając go z ponurych rozmyślań.
-Chcesz iść do Trzech Mioteł?- zdziwił się chłopak.
-Nie. Zobaczysz, gdzie idziemy. W Trzech Miotłach poczekamy aż się ściemni.
~*~*~*~
Kiedy zaszło słońce, wyszli z lokalu tylnymi drzwiami, które prowadziły na obrzeże miasta. Wieczór był ciepły. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Wiał lekki wiatr, przynosząc ze sobą zapach mokrych liści, świeżo skoszonej trawy.
Spojrzeli w górę i oniemieli z wrażenia.Widok był wręcz oszałamiający. Niebo było czyste i przejrzyste. Nic nie zasłaniało gwiazd, które świeciły nad nimi bladym światłem.
Malfoy spojrzał w oczy Hermiony. Oddałby nawet te gwiazdy, by móc utonąć w ich głębi… Dotknął niepewnie jej ręki. Z oddali dochodziła ich muzyka, która była jedynym dźwiękiem mącącym otaczającą ich ciszę. Ujął jej dłonie i położył na swoich barkach, a własne założył na jej talii. Zaczął się ruszać w rytm dochodzącej ich uszu melodii. Wciąż patrzył w czekoladowe tęczówki, jakby był w transie. Obracali się co raz szybciej, wykonywali co raz dzikszy taniec. Śmiali się, cieszyli chwilą, po prostu czuli, że żyją. Draco przewrócił się i pociągnął za sobą Granger. Wciąż chichotali.
-Ale ze mnie niezdara.
-A to podobno ja upodabniam się do Neville’a.
-No cóż… Nie możesz temu zaprzeczyć.
Hermiona po raz pierwszy w życiu nie widziała w chłopaku arystokraty. Widziała w nim człowieka, zdolnego do ludzkich odruchów. Uśmiech spełzł z jej twarzy. Położyła się na trawie obok chłopaka zwracając twarz ku niebu.
-O czym chciałeś porozmawiać, Draco?
-Hmm… O tobie. O tym co czuję do ciebie. O nas.
-Słucham.
-To nie jest takie łatwe. Zwłaszcza, kiedy nigdy wcześniej się tego nie mówiło. Nawet nigdy o tym nie myślałem.
-Jeśli nie umiesz powiedzieć, pokaż to.
-Boję się, że odejdziesz i nigdy cię nie odzyskam. Wciąż obawiam się, że powiesz „Było miło, ale wszystko się kiedyś skończy.”.
-Nie, Draco. Uczucie się nie skończy, ani nie wyczerpie.
Spojrzał na nią ponownie. Widział w niej wszystko to, czego potrzebował do oddychania. Widział w niej swoje życie, swoją przyszłość. Wszystko czego pragnął, wszystko, co kochał, miał właśnie w tej jednej osobie.
-Przecież wiesz, co chcę powiedzieć.
-Być może, ale chcę to usłyszeć od ciebie…
~*~*~*~
-Słyszałeś to?- zapytał Ron.
-Jest po pierwszej w nocy. Nikogo tu nie ma…-ale zanim skończył usłyszeli trzask towarzyszący teleportacji.
-Harry, sprawdźmy, co to było.
-Filch się tym zajmie.-odparł Potter, nie podnosząc oczu znad lektury „Proroka Codziennego”.
Ron wykrzywił się w grymasie niezadowolenia (wszyscy podejrzewali, że nauczyła go tego jego nowa dziewczyna).
-No dobrze.-uległ wreszcie Harry.
Wyszli na pusty, ciemny korytarz. Zimny dreszcz przeszedł Pottera po plecach, a Waesley’owi włosy zjeżyły się na głowie. Coś było nie w porządku. Mrok był tak gęsty, że ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności dopiero po kilkunastu minutach. Zauważyli jakiś cień przebiegający na końcu korytarza. Pożałowali, że nie wzięli peleryny niewidki.
-Harry! Nie!- krzyknął Ron. Zobaczyli niewyraźny obraz uśmiechającego się nauczyciela obrony przed czarną magią, a po chwili zniknął zabierając ze sobą Wybrańca.
Czyjeś palce zatrzasnęły się w uścisku na karku Rudowłosego.
-Będzie bolało tylko troszkę.-usłyszał cichy głos. Odwrócił się powoli i z przerażeniem zobaczył, że był to wampir. Wystraszył się tak bardzo, że zapomniał, iż trzyma różdżkę w drugiej ręce.
-Petrificus totalus!
-Neville!
Wampir runął jak długi na ziemię obok chłopaka. Longbottom podbiegł do nich i wcisnął mu do zaślinionego pyska kilka ząbków czosnku.
-To go obezwładni... na jakiś czas.
-Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy? Gdzie on zabrał Harry’ego?
-Podsłuchałem Ross'a jak gadał z jakimś śmierciożercą o imieniu Lewis Black. Zabrali go na Przekątną.
-Dzięki Neville. Bardzo mi pomogłeś. Teraz słuchaj. Ja muszę znaleźć Hermionę, a później ruszymy, żeby uratować Harry’ego. Ty idź po MacGonagall i Slughorna, niech się zajmą tym tutaj.-wskazał na wampira.-Gdybyśmy nie wrócili do poniedziałku, wyślijcie za nami aurorów.
-Dobrze.
Ron zniknął w ciemności. Wiedział, gdzie szukać przyjaciółki. Uwielbiała to miejsce i na pewno nie zrezygnowała z okazji, by obejrzeć je z Draconem.
~*~*~*~
-No więc, Hermiono, ja… ja cię…
-Patrz, to Ron!-zerwała się dziewczyna widząc rudą czuprynę. Chłopak już szedł w ich stronę, a Draco zazgrzytał zębami. Musiał mu przeszkodzić…
-Hermiona! Nie mamy dużo czasu. Ross zabrał Harry’ego na Przekątną. Coś jest nie tak.
-Wiesz, co od niego chcą?
-Nie mam pojęcia. Musimy go znaleźć zanim będzie za późno.
Ruszyła za chłopakiem, ale ktoś złapał ją za rękę.
-Nie rób tego. Dowiem się od ojca o co chodzi.
-Nie możemy zwlekać ani chwili. Przepraszam, Draco. On jest moją jedyną rodziną. Zastępuje mi ojca, Ginny matkę, a Ron jest po prostu moim bratem, których tak nawiasem mówiąc nie mam. Zostali mi tylko oni. Nie chcę stracić nikogo więcej.
-Proszę…-błagał chłopak.
-Przykro mi. Do zobaczenia. To moje ostatnie słowo…-powiedziała i objęła Rona za szyję. W tym samym momencie zniknęli, a Malfoy został sam.
-Patrz, to Ron!-zerwała się dziewczyna widząc rudą czuprynę. Chłopak już szedł w ich stronę, a Draco zazgrzytał zębami. Musiał mu przeszkodzić…
-Hermiona! Nie mamy dużo czasu. Ross zabrał Harry’ego na Przekątną. Coś jest nie tak.
-Wiesz, co od niego chcą?
-Nie mam pojęcia. Musimy go znaleźć zanim będzie za późno.
Ruszyła za chłopakiem, ale ktoś złapał ją za rękę.
-Nie rób tego. Dowiem się od ojca o co chodzi.
-Nie możemy zwlekać ani chwili. Przepraszam, Draco. On jest moją jedyną rodziną. Zastępuje mi ojca, Ginny matkę, a Ron jest po prostu moim bratem, których tak nawiasem mówiąc nie mam. Zostali mi tylko oni. Nie chcę stracić nikogo więcej.
-Proszę…-błagał chłopak.
-Przykro mi. Do zobaczenia. To moje ostatnie słowo…-powiedziała i objęła Rona za szyję. W tym samym momencie zniknęli, a Malfoy został sam.
uu ta zdrada krwi wymaga myślę że nie pomyślała racjonalnie
OdpowiedzUsuń