wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział VIII „Cierpienie rzuca długi cień nadziei…”

-Na pewno jest w sklepie u Borgina i Burkesa.
-Zwariowałaś? Nikt o zdrowych zmysłach tam nie wchodzi!
-Ron! Musisz myśleć jak śmierciożerca. Nikt normalny nie odważyłby się tam wejść, dlatego to najlepsze miejsce na kryjówkę ofiary.
-Rzeczywiście. To ma sens…-potwierdził. Zamyślił się.-Myślisz , że Harry jeszcze żyje?
-A co ci mówi serce?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Że żyje i jest bezpieczny, ale do czasu.
-No właśnie. Musimy go znaleźć i zaczniemy szukać właśnie tam.
Ron miał nieprzyjemne wrażenie, że Hermiona ma rację i tym razem. Wszędzie było ciemno. Mimo, że żyli w dobie pokoju, ulica Przekatna nadal była spowita mrokiem. Opustoszała, wyludniona sprawiała wrazenie jeszcze straszniejszej niż zwykle.
Postanowili zakraść się od tyłu. Spodziewali się strażników, walki, ale nic takiego się nie wydarzyło. Drzwi były otwarte, jakby spodziewano się, że Rob i Hermiona tu zawitają. Rozglądając się ostrożnie je uchylili. Wokół panowała taka cisza, ze skrzypienie odebrali jak odstrzał z karabinu. W przedsionku, w którym się znaleźli, stało kilka kufrów oraz kartony. Z jednej skrzyni wyciekał czerwony płyn. Dreszcz niepokoju przebiegł Hermionie po plecach. Lodowaty ocean strachu był bardzo blisko. Czuła, ze w każdej chwili może w nim utonąć.
Poruszali się bardzo powoli, ostrożnie stawiając każdy krok. Za przedsionkiem mieściła się wielka sala z lustrami. Stało tam tylko jedno krzesło, a na nim…
-Harry!-cały plan, polegający na przeszukaniu budynku diabli wzięli. Hermiona nie mogła się powstrzymać. Podbiegła do bruneta, a Ron po chwili wahania ruszył w jej ślady.
-Nic ci nie jest?
-Co wy tu robicie?
-Skrzywdzili cię?-zignorowała go Hermiona.
-Wynoście się stad! Na pewno wie, ze tu jesteście, ale jak się pospieszycie, to może…
-Nie zdążą uciec chłopcze.-usłyszeli głos z jednego konta pokoju.-Bo widzisz, wszyscy jesteście nam potrzebni, moi dzielni, duzi czarodzieje.-powiedział z drwina w głosie.-Sądziliście, ze dzieci zdołają nas przechytrzyć ?
Nagle Granger poczuła przeszywający ból. Krzyknęła. Czuła jakby ktoś wpychał jej na siłę powietrze do głowy. Chwila ulgi. Ból. To było ostatnie co zapamiętała, zanim zemdlała z bólu i wykończenia.


~*~ *~*~

Draco siedział przy oknie wypatrując sowy. Poprzedniego wieczoru, kiedy już opanował swój gniew i frustrację, wysłał do ojca list z zapytaniem, co stanie się z Potterem. Miał bardzo złe przeczucia, co do odpowiedzi. Nie pojawił się na śniadaniu ani na obiedzie.
Czekając na odpowiedź, zamyślił się spoglądając przez okno. Zupełnie zapomniał, że już jutro jest pierwszy listopada. Dni stawały się co raz krótsze, zapowiadali opady śniegu. Nie mógł powstrzymać swojej wyobraźni. On i Granger przy kominku, a w porywie namiętności niemal rzucaja się na siebie…
Jego wizje rozmyły się. Na ziemię sprowadził go z powrotem dźwięk pukania. Otworzył drzwi.
-Powiedziałeś jej to?-zapytał w progu Zabini.
-Nie. Czemu się tak szczerzysz?-zapytał zdziwiony Draco.-PomyLuna?
-Niestety, ale póki co, nie możesz wiedzieć wszystkiego.
-Wiesz, że umiem wnikać do twoich myśli.
-No tak. Więc chodzi o Ginny Weasley.
Malfoy otworzył usta nie wierząc własnym uszom. Rzadko udawało się komuś go zaskoczyć, ale teraz przeżył wstrząs.
Opowiedział Blais’owi o wydarzeniach z poprzedniej nocy. Ledwo skończył. Przed oknem pojawiło się wielkie, czarne ptaszysko. Draco rozdarł kopertę i zaczął czytać. Z każdym słowem czuł co raz wyraźniej jak dom jego duszy rozpada się.

Draco,

Chcemy pomścić Czarnego Pana, składając mu ofiarę z mugola, szlamy, pół-krwi i zdrajcy krwi, jednocześnie uśmiercając największego wroga Lorda Voldemorta. Jako że zostałeś śmierciożercą, możesz brać udział w ceremonii. Do zobaczenia 3 listopada.

Lucjusz Malfoy


-Nie…
Szybko się ubrał, a w tym czasie Zabini przeczytał list.
Draco wybiegł z pokoju kierując się do Hogsmead. Tam chciał się teleportować prosto do Borgin&Burkes. Uratuje ja. Nic nie obchodzili Potter, ani Weasley, nie mówiąc już o jakimś mugolu. Po jakimś czasie zorientował się, że Blais idzie za nim.
-Spieprzaj, Zabini, chyba, że chcesz oberwać Avadą.
-Ja się nie boję twoich gróźb. Pomogę ci. Nie możesz zrobić tego sam.
-Nie ty jesteś od mówienia mi co mogę, a czego nie.

* * *

Byli zamknięci. W piwnicy. Nie wiadomo, jak głęboko pod Londynem.
-Na pewno wymyślimy, jak stąd wyjść.-mówiła Hermiona chodząc w kółko po pokoju.
-Proszę, przestań. Obudzisz Rona.-prosił Harry.
Dziewczyna usiadła na fotelu. Łzy zaczęły ściekać po jej policzkach. Wybraniec podszedł do niej.
-Co jest?
-Tym razem nam się nie uda. Wiesz o tym. Chciałabym powiedzieć Draco…
-Csiii…-uspokajał ją chłopak.
Obydwoje usłyszeli łomot. Nie zwrócili na to nawet uwagi. „No to koniec”- pomyślała Hermiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz