piątek, 26 września 2014

Miniatura II "Blizny w sercu" cz.2

Cisza. Żadnej odpowiedzi. Wcześniej schowana za kurtyną włosów, teraz odważyłam się spojrzeć w jego stronę. Wpatrywał się w dal. Jego zawsze zimne, stalowoszare oczy starały się za wszelką stronę nie patrzeć w moją stronę. Usta, te o których śniłam i których tak się obawiałam, teraz zaciśnięte były w wąską linię. Nie miałam pojęcia, o czym myśli. Milczenie przedłużało się, męczyło mnie bardziej i bardziej z każdą sekundą. Nie miałam pojęcia, ile to trwało, ale w końcu się odezwał.
-Muszę pomyśleć.
Zawahałam się.
-Mam... mam cię zostawić?
-Tak. -odparł po krótkim namyśle.
Spojrzałam ze strachem w ciemność, którą właśnie udało mi się pokonać. Nie mogłam uwierzyć, że Draco, mimo iż zawsze powtarzał, że prawdziwy facet dba o kobietę, pozwoli mi wracać samej. Poczułam się głupio, bo albo udawał, że nie widzi, albo był tak mało inteligentny, by nie zauważyć mojego zawahania.
-Idź już, Granger.
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Zagryzłam wargę, bo z całych sił nie chciałam się rozpłakać. Bycie gryfonką w końcu do czegoś zobowiązywało. Powoli się podniosłam i rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona. Odeszłam kilka kroków i obejrzałam się jeszcze raz. Wciąż patrzył w to samo miejsce, które wciąż było niewidoczne dla mnie, jednak przynajmniej jednego byłam pewna.
On tego nie czuje.
Skąd to wiedziałam? Gdyby było inaczej, nie musiałby się zastanawiać...

~*~*~*~

Blessed with a curse.

Z głębokiej zadumy wyrwało mnie cichutkie pukanie do drzwi. Podeszłam do nich mając nadzieję, że zobaczę za nimi Malfoy'a. Niedoczekanie.
-O, cześć, Harry.-powiedziałam bez entuzjazmu.
-Mogę wejść? - zapytał niepewnie, nerwowo poprawiając swoją ciemną czuprynę.
-Jasne.-odparłam, siląc się na uśmiech. Odsunęłam się, by przepuścić go w drzwiach.
Widziałam, że coś go gryzie. Widziałam, że co chwilę zerka w moją stronę i próbuje coś powiedzieć, ale nie potrafił. Westchnęłam głęboko.
-O co chodzi, Harry.
Chłopak popatrzył na mnie niepewnie.
-P...Przepraszam.-wydukał.
Zszokowało mnie to.
-Ale za co?-spytałam, wciąż zaskoczona.
-Zmieniłaś się. Masz jakiś problem, a mnie przy tobie nie ma. Nie możesz na mnie liczyć. Jezu, tak bardzo przepraszam. Jestem okropnym przyjacielem.
W przypływie silnych uczuć rzuciłam mu się na szyję. Wszystko we mnie pękało, rozpadałam się. Tak bardzo chciałam być silna, tak bardzo starałam się trzymać...
Też mam swoje granice. Mur, który budowałam wokół siebie od czasu znajomości z Malfoy'em również je miał. Teraz runął jak domek z kart. Przejrzałam na oczy i do tej pory nie zdawałam sobie, że tak bardzo brakuje mi najlepszego przyjaciela...
-Już, kochanie. Spokojnie, moja maleńka... - uspokajał mnie, a ja dławiłam się własnymi łzami, krztusiłam szlochem. Nie potrafiłam się uspokoić, a z każdym jego słowem napływała nowa fala łez. Krzyczałam. Czułam tak wszechogarniający ból, iż dziwiłam się, że można przeżyć coś tak potwornego. Czułam się mała, słaba, złamana. Jednak wreszcie nie byłam sama.
Powiedziałam mu wszystko, a on cierpliwie słuchał, tak jak kiedyś. Zauważając ten jedyny znajomy punkt odniesienia, miałam wrażenie, że znów się popłaczę, tym razem ze szczęścia.
W końcu wycieńczona szaleńczym płaczem oznajmiłam, że muszę się przygotować do spania.
-Ale, hej... Harry...-zatrzymałam go kiedy już chciał wyjść.
Widząc, że nie kontynuuję, delikatnie zapytał
-Tak, kwiatuszku?
Uwielbiałam, gdy zwracał się do mnie per kwiatuszku. Uśmiechnęłam się leciutko.
-Zostaniesz ze mną? Nie mogę... Nie chcę być dziś sama. Umrę z niepewności.
-Jasne, że tak.

~*~*~*~

Under the water.

W łazience stanęłam przed ogromnym lustrem. Spojrzałam w nie, a osoba którą zobaczyłam w odbiciu była mi tak obca... Zmęczone oczy, podkreślone ciemną kredką i eyelinerem, po których już prawie nie było śladu przez mój wcześniejszy wybuch. Czerwone, pełne usta, które ostatnio tak często wzywały jego imię w snach. Zapadające się policzki - z nerwów nie chciałam jeść. Chudłam.
Ściągnęłam z siebie czarną bokserkę, później jeansowe rurki, koronkową bieliznę. Weszłam do wody. Zanurzając się, czułam jak po całym ciele przechodzi mnie cudowny dreszcz. Schodziłam głębiej i głębiej, a przyjemne ciepło otulało mnie.
A dlaczego to wszystko nie mogłoby się skończyć właśnie tak...?

~*~*~*~

Wróciłem.

Taa?

Taa. Co tam?

Poza tym, że chciałabym znać Twoje myśli, to nic. Harry u mnie śpi.

Przyjemnej nocy.

O co Ci chodzi?

...

Nienawidzę, gdy to robisz. Odpowiedz mi normalnie.

Widzę jak Ci na mnie zależy.

Harry jest tu, bo nie radzę sobie z tym, co przez Ciebie przechodzę!

Nic Ci tak właściwie nie zrobiłem.

Właściwie?

...

Przestań.

To Ty się zakochałaś.

Czyli mam przez to rozumieć, że byłam jedynie Twoją zabawką?

Nie.

Ale masz mnie w dupie?

Nie.

Nic do mnie nie czujesz?

Nie wiem, co czuję.

Właśnie taki jesteś.
Nigdy niezdecydowany.

Nie masz pojęcia jaki jestem.

Wiem więcej, niż jesteś w stanie przyznać.

Gówno prawda. 

Byłam wściekła. Czułam się jak ostatnia kretynka, ale też... Było mi przykro. Mimo wszystko, wciąż go kochałam. Wciąż mi zależało. Nie potrafiłam przestać się martwić o niego, o wszystko, co z nim związane.

Wyjdź.

Harry śpi, obudzę go.

Chodź do mnie, na górę. 

Znów to robił. Znów mi rozkazywał, ale... nie potrafiłam mu odmówić. Byłam na siebie wściekła za tą słabość, nienawidziłam jej.

Otwórz. 

Weszłam do mieszkania. Najwyraźniej wszyscy już spali, bo znajdowaliśmy się tam tylko my dwoje, a pomieszczenie tonęło w półmroku, gdzie jedynym źródłem światła była stojąca lampka rzucająca słaby, mdły blask.Umościłam się na kanapie, ale byłam zbyt spięta, by rozejrzeć się dookoła. Czułam, że blondyn również się stresuje.
-Podjąłem decyzję.
Serce zabiło mi mocniej, ale słuchałam dalej.
-Masz rację - otworzyłem się za bardzo. Bardziej niżbym chciał. Dobrze mi było z tym, jak się czułem wcześniej. A nie czułem nic. I chcę, by tak zostało. Wiem, że łamię ci serce, ale to koniec naszej znajomości...
Nie wiedziałam, kiedy łzy zaczęły płynąć  po moich policzkach. Nie czułam kompletnie nic. Tylko to okropne zimno...
-Muszę zniknąć. Łatwiej ci będzie beze mnie.
Mówił i mówił, a do mnie docierało co raz mniej.
Umarłam.
Skoro tak wyglądała śmierć, to już wiedziałam, dlaczego ludzie tak bardzo się jej obawiają.
To był ból fizyczny.
Psychiczny.
Odczuwalny na każdej płaszczyźnie mojego istnienia.
Rozdzierał mi duszę.

Umarłam.

~*~*~*~

Swelling.

Minęły dwa tygodnie. W pracy dali mi chorobowe. Harry niemal mieszkał u mnie. Nie radziłam sobie. Wiedział, ze teraz jedynym lekarstwem jest dla mnie trzeźwość umysłu, ale jak mogłam o tym myśleć, kiedy wszystko we mnie krzyczało z bólu?
Raz doszło do konfrontacji.

Wracam z pracy. Wchodzę schodami na odpowiednie piętro kamienicy. To te dni w których wciąż płaczę, gdy nikt nie patrzy. Jeszcze nie potrafię się odnaleźć. Jeszcze nie stwierdziłam, że płakanie nie ma większego sensu.
1, 2, 3, 4,...
Liczę schody. Skupiam się na wszystkim, by na myśl jeszcze przez chwilę nie przychodziłyby mi wspomnienia jego twarzy.
Szukam kluczy. "Burdel w mej głowie jak w damskiej torebce." Uśmiechnęłam się gorzko. Ktoś dotyka mojego ramienia. Odwracam się z uśmiechem dla Harry'ego. Ale to on. Stoi i bezczelnie się uśmiecha. Ten wyraz słabnie, kiedy na mnie patrzy. Pyta, czy ostatnio coś jadłam. Nie odpowiadam. Czuję, jak trzęsą mi się ręce. Czuję łzy pod powiekami. Chcę uciec, ale zamek uparcie nie ustępuje. 
Mówi, że musimy porozmawiać. Odpowiadam, że nie ma o czym, że nie mam czasu. Prosi, mówi, że to mi pomoże. Kłamca.
Przegina, łapiąc mnie w pasie. Nie potrzebuję jego dotyku. To kolejny powód, dla którego mogę płakać, ale boli mnie już od tego cała twarz, mam chrypkę od krzyku. W momencie, gdy kładzie na mojej tali drugą rękę, by mnie zatrzymać, pierwsza łza spływa mi po policzku, a zaraz za nią nadciągają kolejne hektolitry. Wreszcie. Słyszę zgrzyt zamka. Mówię ostatni raz, że nie chcę. Że nie mogę i wpadam do mieszkania. Rygluję drzwi. Czuję ulgę. Wreszcie sama...

Wspominając to, poczułam wibracje telefonu.

Wpuść mnie, proszę.

Święto lasu. Pan Malfoy PROSI.

Poco? 

Chcę pogadać.

Na trzęsących się nogach podeszłam do drzwi. Nie miałam pojęcia o czym on chce rozmawiać.
Wcale nie zdziwił mnie fakt, że przyszedł z Blaisem.
-Cześć, Herm.-powiedział wesoło Zabini.
-Hm, cześć.-odparłam niewyraźnie, starając się nie patrzeć w stronę Draco.
-Blaise,-zwrócił się do przyjaciela blondyn, choć nadal czułam jego wzrok na sobie.- idź do sypialni Hermiony na chwilę.
-Ale po...
-Idź.-uciął ostro.
Usiedliśmy na sofie. Mimo że starałam się zachować pewien dystans, usiadł najbliżej jak mógł. Objął mnie, a ja wzdrygnęłam się pod wpływem tego dotyku. Nie chciałam już płakać. Naprawdę miałam tego dość.
-Przepraszam.
Powiedział to tak nagle, że przez moment byłam pewna, że mam omamy.
-Za co?
-Za wszystko. Za to, że tak cię ranię. Nie możemy być razem, ale... Zerwanie kontaktu było moim największym błędem. Przepraszam.
To nie był Malfoy. To nie mógł być.
-Mimo wszystko... Nie możemy być razem.

~*~*~*~

Wybaczyłam, ale nigdy nie zapomniałam. Po długiej debacie, przerywanej co jakiś czas przez Zabiniego, ustaliliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi. Każdy dzień jego towarzystwa napawał mnie bólem, goryczą, żalem, ale równocześnie nie mogłam wyzbyć się moich uczuć do niego. Wpadłam w nałóg, zaczęłam palić, w resztę nie dałam się wciągnąć. Zapadałam się, omal ni straciłam pracy, otarłam się o poważne kłopoty. Jednak w tym wszystkim czułam, że tracę siebie. To, co umarło we mnie, kiedy zranił mnie po raz pierwszy, nigdy nie miało się narodzić na nowo. Kiedy zadał mi ostateczny cios, spodziewałam się, ze będzie bolało mniej. Znalazł miłość, a ja pomagałam mu do niej dotrzeć. Bolało jeszcze mocniej.
W końcu zdecydowałam.
To musi się skończyć.
Powiedziałam wszystko co o nim myślę. Sama zerwałam kontakt. I to w każdy w miarę możliwy sposób.
Zmądrzałam i stwierdziłam, że dla własnego dobra muszę zakończyć tą całą farsę.

~*~*~*~

-Nie powinnaś tego robić.
-Sama wiem lepiej, co powinnam.
Harry.. Och, Harry... Nawet teraz przechodził na drugą stronę barierki, by zsolidaryzować się ze mną. By być przy mnie. Taki już jest.
-Odpowiedz sobie na pytanie, czy jest tego wart? Czy zasługuje na moje i twoje życie?-zapytał. Wypuszczając z płuc dym, zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.
-Myślisz, że nie skoczyłbym za tobą?
-Kocham cię.
-Wiem, ja ciebie też. Dlatego zrób to dla mnie. Żyj dla mnie.

Och, Harry...

~*~*~*~

Cóż. To by było na tyle, jeśli chodzi o tą miniaturkę. Chciałam ją zrobić dłuższą, podzielić na trzy części, ale jakoś nie chciałam dłużej przeciągać zakończenia jej ;)

Enjoy,
Mała Czarna ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz