wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział XXI "Między mężczyzną a ko­bietą przy­jaźń nie jest możli­wa. Na­miętność, wro­gość, uwiel­bienie, miłość – tak, lecz nie przyjaźń."

Od dramatycznych zdarzeń minął tydzień. Kiedy Hermiona odzyskała pełnię władz umysłowych, kazała Draconowi wynosić się z jej domu. On poczuł się urażony, więc zabierając wcześniej z sobą matkę postanowił nie wchodzić w drogę rozjuszonej gryfonce, zastosował się do jej życzenia przy okazji trzaskając drzwiami tak mocno, że niemal wypadły z zawiasów, Nie odpuścił, absolutnie. Mimo wściekłości której czuł względem jej osoby, nie miał zamiaru pozwolić jej o sobie zapomnieć, co to to nie. 
Wraz z Narcyzą przenieśli się do małej posiadłości rodu Blacków, którą ta odziedziczyła. Widział jak cierpi. Mimo tyranii męża, wciąż go kochała. Niesamowite, że po tym wszystkim nadal nie chciała jego śmierci. W przeciwieństwie do Dracona, który z rozkoszą patrzył w oczy rodzica "częstowanego" pocałunkiem dementora. Nie czuł ani krzty współczucia, jedynie ulgę, że wreszcie będzie wolny, a Narcyza, Granger i Potter (z którym chcąc nie chcąc połączyło go coś bliższego raczej tolerancji, niż przyjaźni, ale zmierzało w dobrą stronę) bezpieczni. 

~*~*~*~

Harry siedział w przydzielonej mu sypialni, w domu Hermiony. Czuł się bezużyteczny i zbędny w tych murach. Wiedział, że przyjaciółka nie ma nic przeciwko jego pobytowi w swoim domostwie, jednak nie zamierzał zostawać tu do końca życia, Rozmawiał z nią na ten temat i wspólnie postanowili, że będzie mieszkał u niej do czasu całkowitego wyremontowania byłej siedziby Zakonu Feniksa, którą to odziedziczył po Syriuszu. Dziewczyna wiedziała, ile przykrych dla przyjaciela wspomnień wiąże się z owym miejscem, dlatego też wymagał on gruntownej renowacji, w czym obiecała mu pomóc. Sama aktualnie odbywała pierwszy dzień kursu w ministerstwie. 
Harry nie miał zamiaru marnować czasu. Zostawił dziewczynie notkę, że ma do załatwienia parę spraw przed spotkaniem z Malfoyem, by nie martwiła się jeśli nie zastanie go w domu i dzięki sieci fiuu przeniósł się do Londynu.
Mając w planach gruntowny remont, pierwszym miejscem jego "przygody" był bank. Od czasu incydentu ze smokiem, gobliny nie były dla niego szczególnie przyjazne (jakby kiedykolwiek były milutkie i kochane). Starał się nie przedłużać i po zabraniu dość sporej sumy wyszedł z budynku najszybciej jak się da nie biegnąc. 
-Hej, Potter! Nie pędź tak, bo wyrżniesz na tej śliskiej posadzce! - usłyszał perlisty śmiech. Jak zwykle przy kobietach, które robiły na nim wrażenie, żołądek podszedł mu do gardła. Odwrócił się i zobaczył... Astorię. Dziewczyna otaksowała go wzrokiem, a po jej minie widział, że podoba jej się to co widzi. 
Nic dziwnego. Odkąd nie mieszkał z Dursley'ami, mógł pozwolić sobie na szyte na miarę ubrania, nowe okulary, fryzurę, czy buty od włoskich projektantów. 
-Zawsze miła i serdeczna, co?
-To moja dewiza. - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się zalotnie. Chłopak nie mógł jej nie odpowiedzieć szczerym uśmiechem.
-Pięknie wyglądasz. - powiedział z uznaniem, zresztą zgodnie z prawdą. Astoria miała tego dnia na sobie ciemne, obcisłe jeansy, beżowy płaszczyk i wysokie buty w kolorze spodni. Na jej ramieniu zawieszona była również czarna, pikowana torebka. Długie włosy upięła w luźnego warkocza, z którego wystawały pojedyncze, kręcone kosmyki. 
Sama Astoria skwitowała komplement jedynie kolejnym perfekcyjnym uśmiechem. 
-Może kawa?- zaproponowała z uśmiechem. 
-Nie każ mi odmawiać, proszę. - powiedział żałośnie chłopak. - Robię remont mieszkania i mam masę spraw do załatwienia.
-W takim razie trafiłeś idealnie. - ucieszyła się dziewczyna. -Rozmawiasz z arystokratką, która zna magiczny Londyn jak własną kieszeń. Pomogę ci, a ty później zaprosisz mnie na kawę. - zadecydowała. Nie wiedział czemu, ale odpowiadała mu ta jej władczość. 
-A zgodzisz się, czy też odmówisz? - zapytał, zbliżając się do dziewczyny. Ta jedynie zafundowała mu kolejny uśmiech, przez który uginały się pod nim nogi. 
-Chodź, Potter. Ucz się od przyszłej dekoratorki wnętrz. 

~*~*~*~

Po wielu godzinach intensywnego myślenia, Hermiona wróciła do domu styrana jak wół. Przeczytała notkę od przyjaciela i poszła się przebrać w luźne dresy. Włączyła telewizor i bezmyślnie przerzucała kanały, kiedy około 20 usłyszała dzwonek do drzwi. Tego dnia nie spodziewała się żadnych gości, dlatego z mieszanymi uczuciami podeszła do drzwi. Choć była silna, ostatnie porwanie odcisnęło na niej swoje piętno. Niepewnie otworzyła drzwi i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. 
-Cześć, piękna. Wpuścisz mnie? - w drzwiach stał Terrence z papierową torbą. Przytomniejąc po chwilowym szoku odsunęła się, by zrobić mu przejście, 
-Wybacz za mój niewyjściowy strój. Nie spodziewałam się dzisiaj nikogo, poza Harrym.- powiedziała, zawstydzona swoim stanem.
Chłopak odwrócił się i z poważną miną oznajmił:
-Wyglądasz idealnie.- po czym uśmiechnął się, i jak gdyby chciał odwrócić jej uwagę, postawił torbę na kontuarze, zmieniając rozmowę, - Wiem, że między tobą a Draconem nie jest ostatnio dobrze, dlatego..
-Powiedział ci?
-Nie musiał. W każdym razie, mam nadzieję, że lubisz różowe Carlo Rossi, babskie komedie i włoskie jedzenie. - uśmiechnął się do niej ciepło. Zrozumiała, o co chodzi, dlatego postanowiła, że przestanie się zamartwiać i postara się dobrze bawić. Lubiła Higgsa, więc na myśl o wieczorze z nim, bardzo się ucieszyła. Był inteligentny i zabawny. Zauważyła też, że jest dobrym obserwatorem. 
-Hej, "Łatwa dziewczyna" wcale nie jest typowym babskim filmem.
-Oczywiście, Granger. Oczywiście. - rzekł z udawaną pokorą, za co oberwał poduszką w głowę. 
Razem przygotowali spaghetti i rozlali wino do lampek. Zasiedli przed telewizorem, włączając wcześniej wspomniany film. 

~*~*~*~


Harry, mając w pamięci spotkanie z Malfoyem o 20, koło godziny 16 zaproponował Astorii drinka, gdyż oboje stwierdzili, że kawa może poczekać do następnego spotkania. Pijąc, zaśmiewali się z min innych klientów baru, którzy dostawali minizawału serca widząc dziedziczkę rodu Greengrass i Złotego Chłopca flirtujących w najlepsze, i to publicznie! 
Alkohol sprawił, że oboje stali się odważniejsi, przez co nawet nie starali się udawać, że nie są sobą zainteresowani. Podtrzymując się nawzajem i zataczając wyszli z baru zmierzając w stronę Grimmauld Place. Po nierównej walce Harry'ego z dziurką od klucza, w końcu dostali się do mieszkania. Śmiali się w niebogłosy.
-Terys muśmy być cicho. - wybełkotał Harry, a Astoria zatkała usta ręką, by nie wybuchnąć śmiechem.
-Csiii!- pokazał jej Harry, co u obojga wywołało jeszcze większą wesołość.
W pewnym momencie do obojga dotarło, że znajdują się naprzeciwko siebie w bardzo wąskim korytarzu, opierając się o przeciwne ściany. W powietrzu wyczuwalne było napięcie. Oboje byli podekscytowani tym nowym uczuciem. Nie znali się za dobrze, ale to jak na siebie oddziaływali nie pozostawiało wątpliwości w ewidentną chemię między tą dwójką. 
Chłopak oparł się rękami o ścianę za Greengrass, zmniejszając odległość dzielącą go od niej. Zrobiło się bardzo intymnie, niestety chłopak strącił po drodze wazon, który roztrzaskał się budząc obraz pani Black, która zaczęła wrzeszczeć ile sił w namalowanych płucach. oboje wybuchli śmiechem...

~*~*~*~

-Czemu głupia ryczy? Dałaby mu i byłoby po sprawie. Przecież zapłacił. - zażartował Higgs, by zobaczyć reakcję Hermiony. Nie przeliczył się i po chwili ujrzał prawdziwą obrazę majestatu.
-Jaki ty jesteś okrutny i nieczuły! Też tak traktujesz dziewczyny?!
-A co, chciałabyś się przekonać?- poruszył brwiami, a ona poczuła w brzuchu to dziwne podekscytowanie, które pojawia się podczas flirtu. Już chciała mu odpowiedzieć, przybierając lubieżny uśmiech, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
-Więcej gości! - zakrzyknęła ze sztuczną ekscytacją, na co chłopak się zaśmiał.
-Perfekcyjna pani domu i gospodyni.
Hermiona tylko wystawiła mu język i odwróciła się do drzwi, otwierając je. 
Mina zrzedła jej kiedy zobaczyła, kto za nimi stoi.
-Cześć, mogę wejść?- zapytał, uśmiechając się uwodzicielsko.
-Cześć. - odparła tylko, zakładając ręce na piersiach. 
-Nie wpuścisz mnie? Przyszedłem po Pottera i.. chciałem z tobą porozmawiać.
-Nie chcę z tobą rozmawiać, a Harry'ego tu nie ma. 
-Daj spokój, uratowałem ci...
-Nie będę teraz o tym rozmawiać!- krzyknęła odsuwając jego ręce, które chciały ją przytulić. 
-Proszę... - powiedział cicho chłopak, ale w tym momencie w drzwiach pojawił się Terrence.
-Hej, maluchu, wszystko... - urwał kiedy dostrzegł w drzwiach Malfoy'a. 
-Widzę, że masz towarzystwo. - powiedział zimno nowo przybyły.
-Dobrze widzisz, więc może poszukaj Harry'ego na Grimmauld Place i daj nam w spokoju obejrzeć film, hm? - powiedziała dziewczyna najbardziej jadowitym tonem na jaki było ją stać. 
-Miłego wieczoru. - powiedział ze sztucznym uśmiechem, a Higgsowi posłał spojrzenie w stylu "porozmawiamy sobie później" i zniknął przy akompaniamencie trzasku teleportacji. 

~*~*~*~

-I tu właśnie mam mieszkać!- krzyknął Harry, niby zrozpaczony, a Astoria wybuchnęła śmiechem.
-Jaki pan, taki kram!
-Tak sobie ze mną pogrywasz? - zapytał chłopak tuż przy jej uchu niskim głosem, na co dziewczyna zadrżała. Wyczuł to natychmiast i postanowił skorzystać z okazji.
W jednej chwili to podniósł ją tak, by oplotła się nogami wokół jego bioder, na co dziewczyna mocno wciągnęła powietrze. 
-Romantyczny mamy klimat.- uśmiechnęła się, mówiąc o ciągłych wrzaskach pani Black. 
Potter zaśmiał się cicho i zbliżył swoją twarz do jej. Czuł na ustach jej gorący, przyspieszony oddech. Nie mógł się już doczekać, kiedy w końcu ich skosztuje...
-Ku*wa jeszcze wy?! -usłyszeli głos Malfoya i natychmiast od siebie odskoczyli.-No proszę, proszę! Już widzę te nagłówki w "Czarownicy".- powiedział niedbale, chichocząc z własnego żartu.
Astoria odchrząknęła i powiedziała, zabierając z szafki torebkę:
-Ja już pójdę,
-Odprowadzę cię do drzwi.- pospiesznie zaproponował Potter mrożąc Malfoy'a wzrokiem.
Kiedy znaleźli się przy wyjściu, dziewczyna szepnęła jedynie chłopakowi na ucho: 
-Pamiętaj, że czekanie wzmaga przyjemność. - i wyszła.

~*~*~*~

Halo halo! 
Witajcie czarodzieje! :* 
Jak wiecie, utraciłam wszelkie zarysy, a ten rozdział pisany był
całkowicie na gorąco!
Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie,
albo po prostu zgłoście odbiór, żebym miała motywację
do napisania kolejnego rozdziału :D
Enjoy ;*

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział XX "Pamiętaj, że człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy."

Wracam po PRZEOGROMNEJ przerwie, patrzę...
Mam nową czytelniczkę :D 
dziękuję Ci bardzo za komentarze, to naprawdę wiele dla mnie znaczy ;*
w ramach rekompensaty za tak długą nieobecność,
długi 
(tak myślę)
rozdział ;*
fanom The NBHD powinna spodobać się muzyka :D

Enjoy, misiaczki :3
~Mała Czarna

~*~*~*~


   Wieczór był naprawdę wyjątkowy. Choć z początku nieśmiali, Harry i Astoria złapali ze sobą całkiem dobry kontakt. Wszystkie pary bawiły się świetnie. Była wśród nich tylko jedna osoba, która uśmiechała się do wszystkich, a w środku czuła, że wszystko tu jest nie tak.
   Terrence wpatrywał się w Hermionę i Dracona pijąc kolejną szklankę whiskey. Dlaczego zawsze podobały mu się te kobiety, które absolutnie nie powinny? Draco był jego kumplem, nie powinien nawet patrzeć na Granger. A jednak. 
   Prowadził wewnętrzny spór. Mógłby o nią walczyć, ale to nie było w jego stylu- odbieranie przyjaciołom ich ukochanych. Poza tym, Malfoy był ostatnią osobą, której chciałby podpaść. 
Być blisko niej, stać się jej przyjacielem? Czy może wyjechać jak najdalej i tylko czekać, aż zaczną mu wysyłać kartki na święta z podpisem "rodzina Malfoy"? 
   Nie.
   Chciał być obecny w jej życiu, jakakolwiek miałaby ta obecność być. 

~*~*~*~
   Wszyscy rozeszli się do pokojów. W  salonie jednak pozostała jeszcze dwójka młodych ludzi. Hermiona starała się uprzątnąć pozostały po zabawie bałagan. Nie wiedziała, że pewien Ślizgon przygląda jej się zza papierosowego dymu. Cały czas z głośników płynęła delikatna, wolna piosenka. Chłopak wstał i podszedł do dziewczyny. Objął ją w pasie i wtulił twarz w jej włosy.
   -Śmierdzisz. – stwierdziła, marszcząc przy tym nos.
   -Wybacz, skarbie. – odparł, niezrażony.
   Obróciła się do niego z zamiarem odepchnięcia go, ale… nie potrafiła. Spojrzał jej w oczy, a w jego własnych malowało się tyle emocji, tyle uczuć, tyle namiętności…
   Zaczęli kołysać się w rytm muzyki. Pomimo całej złości, którą wciąż do niego czuła, nie potrafiła mu tego odmówić. Alkohol również robił swoje. Emocje mieszały się w niej wraz z procentami. Czy to było prawdziwe? Czy to tylko sen? Bo poczuła się, jakby wszystko wokół przestało istnieć. Wszystko wokół straciło sens. Mogłaby tak trwać wiecznie.
   Wiedziała, że nazajutrz znów się pokłócą, ale to było naturalne. Dla nich to było normalne. Prawidłowe. Nie miały znaczenia problemy, kiedy byli ze sobą, prawda?
   I to pytanie było kluczowe.
   Otóż to. Miały znaczenie, ogromne. I to przywróciło ją na ziemię.
   -Draco przestań. Twoja narzeczona jest w domu.
   -Jest dla mnie obcą osobą, przecież wiesz. – odparł, marszcząc przy tym brwi.
   -Mimo wszystko…
   -Mimo wszystko co?! – krzyknął, przerywając jej w pół zdania. –Wytłumacz, mimo co, do kurwy nędzy?!
   -Proszę, uspokój się, jesteś pijany… - próbowała go uspokoić, ale to jeszcze bardziej podsyciło jego złość.
   -Teraz nie chodzi o mój stan umysłu czy jak to tam się nazywa. Chodzi o nas.
   -Porozmawiamy jutro.
   -NIE! –ryknął na cały głos potrząsając za ramiona jej drobnym ciałem. – Będziemy rozmawiać TERAZ! –krzyczał, szarpiąc ją niczym szmacianą lalką.
   Był w amoku. Nie miał pojęcia co robi, dopóki nie zobaczył jej szeroko otwartych oczu, które wielkością przypominały teraz galeony. Malował się w nich strach. Nigdy się go nie bała, ale przekroczył granicę. Przerażony przycisnął jej ciało do siebie. Tulił, głaskał jej małą główkę, błagał o wybaczenie, ale czuł się, jakby przytulał kawał lodu.
   Kiedy opuścił ją pierwszy szok, odsunęła się od niego i, nic nie mówiąc, skierowała się do swojej sypialni.    Chciał pobiec za nią, pocałować, zaklinać się na życie, że więcej do tego nie dojdzie, błagać na kolanach, by mu wybaczyła, mówić że tylko ona jest zbawieniem jego duszy…
   Zamiast tego ryknął niczym zranione zwierzę i zaczął tłuc pięściami w ścianę. Dopiero ból złamanego nadgarstka pozwolił mu wrócić do siebie.
   Stał pod prysznicem, a strugi gorącej wody przywracały mu z coraz większą siłą świadomość do czego doprowadził jego temperament. Zwykle był spokojny, opanowany. To przebywanie w towarzystwie cholernych gryfonów do tego doprowadziło! Po chwili zrozumiał, że obwinianie innych jest bezcelowe. To on nawalił. Jako karę wyznaczył sobie nie składanie – póki co – złamanego nadgarstka. Ból wciąż przypominał mu, jakim strasznym dupkiem jest, jak bardzo nie zasługuje na nią. Ale był egoistą. Chciał o nią walczyć. Chciał być jej niewolnikiem, by chociaż na chwilę spojrzała na niego łaskawszym wzrokiem.
   Wyszedł spod prysznica, ogarnął się i w samych bokserkach wszedł do pokoju. Już od progu coś mu nie grało. Nie miał pojęcia, co to, dopóki nie zobaczył dużej, eleganckiej koperty zapisanej tak znienawidzonym przez niego, pochyłym pismem. Lucjusz Malfoy. Z  bijącym sercem i drżącymi dłońmi rozerwał kopertę i, z rosnącym przerażeniem, zaczął czytać.
       Najdroższy, jedyny synu!
 Jak być może słyszałeś, dementorom brakuje w Azkabanie jednego więźnia, którym to, nie chwaląc się rzecz jasna, jestem ja. Wciąż nie potrafię uwierzyć w to, jak mój rodzony syn mógł tak okrutnie pokrzyżować mi plan. Z tego co również zdążyłem się dowiedzieć, namawiałeś matkę do ucieczki ode mnie. Błędne posunięcie. Cóż musisz zostać ukarany. Jak zapewne pamiętasz do rytuału potrzebny jest czarodziej czystej krwi, pół-krwi, szlama i mugol. Cóż… dwa składniki już mamy, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. O mugoli nie trudno, a jeśli chcesz odzyskać ukochaną i matkę musisz wydać nam Pottera. Żywego rzecz jasna. Nie wspominaj o tym Aurorom, bo Twoja szlama zostanie pozbawiona pamięci. Masz tydzień. Czekamy w Malfoy Manor.
     Kochający ojciec
   P.S. Mam nadzieję, że podobał Ci się crutiatus, którym Cię poczęstowałem? Ja jestem zachwycony efektem. Podejrzewam, że Granger też..

   Ledwo skończył czytać, rzucił się do drzwi od pokoju Hermiony. Jak na złość stał przed nimi obiekt całego zamieszania – cholerny Potter.
   -Daj jej spokój! – zakrzyknął do chłopaka na wstępie. – Widziałem wszystko…!
   -Stul dziób. – uciszył go blondyn, ale w tym momencie zleciała się reszta domu, jakby na alarm. Oprócz Astorii, wszyscy nocowali u Hermiony.
   Miał szczęście, ze znalazł poparcie w Blaisie, który gestem uciszył zbierającą się do krzyku dziewczynę i ręką odsunął Wybrańca. Razem weszli do sypialni Granger, ale jedyne co zobaczyli to otwarte okno, przez które wdzierało się mroźne powietrze i porozrzucaną po całym pokoju pościel.
Malfoy poczuł, jakby ktoś wlewał mu wprost do żołądka worek z lodem. Oczy zaszły czerwoną mgiełką. Odwrócił się gwałtownie do Pottera, chwycił go za gardło. Niskim głosem, przypominającym nieco warczenie jakiegoś dzikiego zwierzęcia powiedział:
   -To twoja wina. – i zniknęli obaj w towarzystwie trzasku teleportacji.


~*~*~*~ 

   Blaise wraz z Ginny i Terrencem, w pełni ubrani, z różdżkami w pogotowiu i bojowymi minami czekali w małym saloniku Hermiony. Minęło 15 minut odkąd rozjuszony Draco porwał Pottera. Postanowili wezwać najbardziej zaufanych członków Gwardii Dumbledore’a i uprzedzić tragiczne zdarzenia.
Po chwili ich oczom ukazali się : Luna, Neville, Ron, Meredith –dziewczyna Rona, George, Collin, Dean, Katie i Angelina.
   -Posłuchajcie, nie mamy za wiele czasu. Hermiona, Harry i Malfoy zostali jakby porwani. Nie wiemy, ilu śmierciożerców znajduje się w Malfoy Manor, ale musimy działać. Resztę opisałam wam w listach, które otrzymaliście. Dziękuję, że jesteście, ale każda sekunda się liczy. Musimy ruszać. Aportacja nie wchodzi w grę, jest za głośna. Lecimy na miotłach, za Blaisem. Dotarło? Działamy.
Na twarzach wszystkich malowało się najwyższe skupienie i oddanie. Ginny na wszelki wypadek zawiadomiła rodziców. Wiedziała, że ci sprowadzą na pomoc członków Zakonu Feniksa, ale najpierw musieli zrobić sami co w ich mocy. Zakon mógł jedynie popsuć akcję.
   Teraz liczył się tylko czas.

~*~*~*~

   Draco miał ogromną nadzieję, ze już nigdy w życiu nie będzie musiał oglądać tego znienawidzonego miejsca. Malfoy Manor. Nieważne czy w czasie, przed, czy po wojnie. Zawsze dwór wyglądał tak strasznie, przytłaczająco… przyprawiał o gęsią skórkę. Związał oszołomionego Pottera magicznymi pętami. Ciągnął go za sobą w powietrzu.
   -Wiesz, że ona nigdy ci tego nie wybaczy.
   -Ale będzie żyć.
   Pchnął ogromne dębowe drzwi. Wpadł przez nie niczym burza. W tym momencie ustały krzyki dziewczyny, która w spazmach bólu wiła się na podłodze. Pod warstwami krwi i potu dostrzegł swoją ukochaną. Serce ścisnęło mu się, a pięści zaświeżbiły. Po szoku, który ogarnął wszystkich zebranych, nastała cisza. Przerwał ją Draco.
   -A teraz ją wypuśćcie. I moją matkę też. – powiedział głosem, który mógłby zabić doprowadzając do masowych zawałów serca.
   Lucjusz Malfoy otrząsnął się z chwilowego szoku i zabrał głos, śmiejąc się kpiąco.
   -Gdyby to było takie proste… Widzisz dziecko… zostały otrute. Trucizna zacznie działać za 48 godzin, a mamy tylko jedną odtrutkę. Teraz to do ciebie należy, komu ją podasz. –po czym, jakby od niechcenia dodał. –Oddajcie im szlamę i moją ladacznicę.
   Blondyn rzucił się w stronę dziewczyny, która przypominała czerwony kawał mięsa. Była pół żywa. Czuł jej słabnący puls. Przerażała go perspektywa, że ona może umrzeć teraz, zaraz.
   Widział już, jak wszyscy stuknięci wyznawcy wężowej mordy zbliżają się do Pottera. Nie chciał dopuścić do tego, by coś mu się stało, ale na razie musiał sprawić by reszta myślała inaczej.
   Niestety. W tym momencie wpadła do środka banda kretynów. I cały jego misterny plan trafił szlag.

   Niewiele widział z tego, co dokładnie zrobili, bo unikając zaklęć przelatujących mu ponad głową, znokautował Yaxley’a który próbował zwiać z Potterem i uwolnił Złotego Chłopca Dumbledore’a. Ten oczywiście, jak na bohatera przystało, natychmiast włączył się do walki. Potem zjawił się Zakon, a w nim kilku aurorów i rozpętało się jeszcze większe zamieszanie. Ale on miał to gdzieś. Cały czas siedział przy niej.    Ściskał jej dłoń, która wiotczała z każdą sekundą. 
   W głowie mu huczało. Miał tylko jedną fiolkę odtrutki. 
   Jak mógł wybrać, do cholery?!

~*~*~*~

   -Jeszcze raz to samo?
   -Taaaak. – odparł, a przygłupia blond kelnerka ułożyła swoje sztuczne usta w czymś na kształt lubieżnego uśmiechu i odeszła.
   Bar był luksusowy, dziewczyny ładne, alkohol najlepszy na jaki było stać mugoli. Dobrze znał właściciela, a i bez tego byłby pewnie jego stałym bywalcem.  Przychodził tu tylko w chwilach jak ta – kiedy nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Zaraz po tym jak wyłapali wszystkich śmierciożerców i obiecali, że tym razem zostaną ucałowani, zabrał matkę i Hermionę do św. Munga. Oczywiście wspaniała „Drużyna S” przygnała zaraz za nim. Uzdrowiciele niemal siła wyrzucili ich z Sali, bo przeszkadzali im w wykonywaniu pracy. Oczywiście, kiedy wszyscy znaleźli się za drzwiami, pierwsze, co zobaczył to pięść Ginewry. Swoją drogą, wiedział, dlaczego Blaise tak ją uwielbia – zawsze ciągnęło go do psychopatycznych wariatek.
    Wypiskiwała coś na temat tego, jakim to strasznym dupkiem jest i jak to on mógł… nie pamiętał co jeszcze, bo szybko się wyłączył. Zanim skończyła swoją tyradę, przerwał jej święty Potter i stwierdził, że nie chowa do niego urazy, bo na jego miejscu zrobiłby to samo. Draco myślał nad tym i stwierdził, że rzeczywiście zachował się jak durny gryfon, na szczęście na swoją obronę miał wielkie pokłady promili krążących w jego żyłach. Chwała Merlinowi, że nie zbłaźnił się tak przed nimi wszystkimi. Może brzmiało to egoistycznie, biorąc pod uwagę fakt, że gdyby nie jego szybka reakcja, już nie miałby poco żyć.
    Ale czy na pewno będzie miał dla kogo i poco żyć?
   -Przebudziła się. –zaanonsował ubrany w biały kitel uzdrowiciel. Wszyscy jak na komendę podnieśli się z miejsc. Zatrzymał ich ruchem ręki. – Prosi jedynie o pana Draco Malfoy’a.
   Serce ślizgona zabiło szybciej. Chciała go zostawić. To pewne, po tym co wydarzyło się w domu… Z duszą  na ramieniu wszedł niepewnym krokiem, gdzie znajdowały się jedynie dwa łóżka. Jego matka wyszła do bufetu, więc znajdował się z Nią sam na sam. Nie wiedział, czego się spodziewać.
   -Jak się czujesz? Bo jeśli tak, jak wyglądasz, to o niebo lepiej. – powiedział lekkim tonem, choć był spięty jak chyba nigdy w życiu. Dziewczyna zachichotała, a w jej oczach nie doszukał się cienia złości, czy nienawiści.
   -Wieczny czaruś. – pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem na twarzy.
   -Cóż mogę powiedzieć? Za to właśnie wy wszystkie mnie kochacie. – mrugnął do niej. Oboje się zaśmiali. Hermiona przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy.
   -Nie musisz tego odwlekać. Wiesz, że musiało dojść do tej rozmowy.
    Uśmiech zniknął z jego twarzy. Jakie było jego zdziwienie, gdy poczuł na swojej ręce jej dotyk.
   -To nie miało znaczenia. Oczywiście pod warunkiem, że nigdy więcej się nie powtórzy. W obliczu tego, że po raz kolejny ruszyłeś mi na ratunek jak wierny rycerz… - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. -Przejdziemy przez to, prawda?
   Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Czy to w ogóle możliwe? Może mocno uderzył się w głowę i teraz ma halucynacje? Albo ojciec, Yaxley i reszta go torturują? Wbił sobie w udo końcówkę różdżki, ale wciąż patrzył w te błyszczące, piękne oczy. Ukląkł przed jej łóżkiem i w akcie desperacji zaczął całować ją po rękach i dziękować. Kiedy minął pierwszy szok, wstał, otrzepał szatę i z gracją godną dziedzica rodu Malofoy’ów usiadł na krzesełku obok łóżka.
   -A jeśli komuś o tym powiem? – zapytała Hermiona, z zamiarem podroczenia się z nim. – Twoja reputacja zimnego drania ległaby w gruzach. – powiedziała, udając skrajne przerażenie.
   -Spokojnie, Granger. Zaprzeczę wszystkiemu. Poza tym, kto uwierzyłby w takie bzdury?
   -Chyba zapomniałeś, że masz do czynienia z etatową Wiem-To-Wszystko. – odparła kontratakując.
   Już miał jej odpowiedzieć, kiedy nagle dziewczyna zaniosła się okropnym kaszlem.
   -Granger? Granger?!- zawołał przerażony.
   -Zaaa…wołaj…j… lekaaa…aa..rza… - wydukała, nie przestając kaszleć. Chłopak przeraził się jeszcze bardziej, widząc jak dziewczyna zaczyna pluć krwią. Wybiegł przed salę jak torpeda. Miał szczęście, bo cholerny lekarz gadał z Potterem zaraz za drzwiami.
   -Hermiona… szybko…! Dusi się!
   Później zrobiło się straszne zamieszanie, więc przez następne pół godziny, jedyne, co mógł robić, to chodzić w kółko. Kiedy wreszcie uzdrowiciel wyszedł, od razu zaatakował go pytaniami.
   -Co za chorobę jej wstrzyknęli?!
   -Proszę się uspokoić, panika jest w tym…
   -CO TO DO CHOLERY?!
   -Prześladowcy zmusili ją do wypicia eliksiru Sosnkowskiego*. Nazywa się tak, ponieważ jego głównym składnikiem jest barszcz Sosnkowskiego. To dziko rosnąca roślina, przypomina nieco koper, ale jest dużo większa. Reaguje na dotyk, powodując bolesne oparzenia, które prowadzą do procesu gnilnego na skórze. Eliksir ten jest groźny, podaje się go wrogom by cierpieli. Pomyśl o poparzeniach na skórze, a teraz wyobraź sobie ten ból w środku. Kaszel i plucie krwią to pierwsza faza strucia. Później będą halucynacje, które trwają zdecydowanie najdłużej, około 12 godzin.
   -A później? – zapytał Draco, choć wcale nie miał ochoty słyszeć odpowiedzi.
   -A później osoba umiera. Oczywiście jeśli nie dostanie antidotum. Jest ono jednak bardzo trudne do zdobycia, podobnie jak mistrzowie eliksirów do uchwycenia. Niestety, nie możemy zrobić nic więcej, dlatego panna Granger i pani Malfoy wrócą jeszcze dzisiaj do Hogsmead, ponieważ Malfoy Manor obecnie jest badane przez aurorów.
   Ale on już tego nie słuchał. Wszedł do Sali, w której leżała, ucałował ją w czoło i wyszedł. Na zewnątrz padało, więc założył na głowę kaptur swojej czarnej szaty.
    Dlaczego tego nie zrobił? Przecież mógł się pozbyć wszystkich uczuć w jednej chwili. Uwolnienie bestii. Takie proste. Takie normalne. Takie… złe.
   Nie mógł, bo wiedział, że ona by mu nie wybaczyła. A teraz musiał wybrać między nią, a swoją matką. Wiedział, że niedługo zacznie się druga faza.
   Każdy wybór był zły.
   W głębi duszy wiedział, którą wybierze – tą, która go uratowała, tą która za wszelką cenę go chroniła, tą która kochała tylko i wyłącznie jego…  ale ostatecznie się rozmyślił i już miał ponownie wszystko analizować, gdy usłyszał nad sobą głos.
   -Wiedziałem, że cię tu znajdę. – powiedział Zabini, patrząc na niego spod uniesionych brwi.
   -Czego chcesz? – zapytał Draco. Nie odpowiadał mu fakt, że ktoś śmiał przerwać mu jego rozterki.
   -Ja niczego, ale Hermionie zaczęły się halucynacje i cały czas cię wzywa. Lepiej się pospiesz stary, bo możesz nie zdążyć się nawet pożegnać.

~*~*~*~


    Domek wyglądał jak zawsze, ale coś się zmieniło. Był jakby… smutny. Ugiął się pod wpływem ciężaru dachu i zdarzeń, a aura która od niego biła była porównywalna z tą, którą rozsiewają dementorzy. Próg przekroczył niepewnie, jakby był intruzem. Wszedł po schodkach i skierował się do pokoiku w którym tliło się ciepłe światło. Zobaczył jak kołdra okrywa jej ciałko zwinięte w pozycji embrionalnej. Nic dziwnego, że było jej zimno, przecież okno było otwarte na oścież. Postanowił opieprzyć rudą później. Usiadł na brzegu łóżka i chciał ją pogłaskać, ale gdy położył rękę na pościeli… nie napotkał oporu, a ta zapadła się miękko. Z przerażeniem zerwał się na równe nogi pociągając za sobą okrycie.
   Łóżko było puste.
   -Weasley! Weasley!!!
   -Nie krzycz, przecież… GDZIE ONA JEST?!
   -Mnie się pytasz?!
   -Była tu jeszcze dosłownie 30 sekund temu! Wyszłam by sprawdzić, co z twoją matką i czy Harry już wrócił od… co ty wyrabiasz?!
   Ale Draco już jej nie słuchał. Podszedł do okna. Na ziemi w świetle, które rzucał domek zobaczył ślady bosych stóp na śniegu. Jej stóp.  Nie wiele myśląc skoczył za nią.
   -Lumos. – wyszeptał i ruszył jej śladami.

~*~*~*~

   Gdzie on jest? Powinien tu być. Był jej to winien. Po tym co razem przeszli… och, było jej tak gorąco. Musi się przewietrzyć, a przy okazji może go znajdzie. Jest taka piękna pogoda za oknem! Idealna na mały spacerek. Ale dlaczego stopy jej tak marzną? Przecież trawa zawsze tak cudownie łaskotała jej bose stopy, gdy wraz z tatom przesiadywali na wzgórzu piknikowym na obrzeżach Londynu. Postanowiła iść szlakiem tych ślicznych świecących drzewek, a jeśli będzie go wołać, to przyjdzie. Przecież on zawsze przychodził.
   Nawet nie wiedziała, że te „świecące drzewka” to przydrożne latarnie, a „zimna trawa”, to tak naprawdę śnieg. Nagle ujrzała coś w oddali. Jakiś kształt biegł w jej stronę. Wyglądał dość dziwnie. Nie mogła go dostrzec w tych ciemnościach i przez spadający śnieg. Dopiero po chwili obudziła się jakby ze snu, zamrugała kilka i razy i rozejrzała się wokoło. Zniknęła trawa, ciepło, a to co biegło w jej stronę było… wielkim, czarnym amstafem! Gorączkowo zaczęła szukać różdżki, ale musiała ją zostawić w domu. Zaklęła pod nosem, odwróciła się i zaczęła biec, ale jej nogi były tak zmarznięte, że już po kilku metrach padła na ziemię jak długa. Czuła już niemal jego gorący oddech na karku. Podniosła się ponownie i chciała biec, ale psisko obłapiło ją.
   Zaraz… obłapiło? Przecież to niemożliwe.
   Odwróciła się i zobaczyła za sobą tego, którego szukała.
   -Draco… - zatrzęsła się, a Terrence miał wrażenie, że trzyma w ramionach najkruchszą istotę na ziemi. Nie tylko to nim wstrząsnęło. Dziewczyna najwyraźniej brała go za Dracona. Pomyślał, jak łatwo byłoby wykorzystać ten fakt, ale ten obraz pojawił się w jego głowie tylko na ułamek sekundy. Znienawidziłby samego siebie, gdyby zrobił cokolwiek wbrew jej woli. Pragnął, by go pocałowała, ale tylko w tedy, kiedy będzie tego świadoma.
   Nie zauważył, kiedy dołączył do niego Draco i przejął zmarzniętą dziewczynę.
    Temperatura jej ciała była niebezpiecznie niska.
    – Szukałam cię. Wiedziałam, że przyjdziesz. – uśmiechnęła się, ale w tym samym momencie syknęła i skrzywiła się z bólu. Odsłoniła poły szlafroka , położyła ręce na wysokości brzucha i zaczęła drapać się z całej siły.
   W pierwszej chwili chłopcy osłupieli i dopiero widok krwi przemakającej jej pidżamę sprowadził Malfoy'a na ziemię.
   -Coś we mnie… siedzi… muszę.. muszę… - powtarzała dziewczyna, kiedy zabierał jej ręce od rannej części ciała. Teraz już wiedział. Wyjął z kieszeni mały flakonik, odkorkował go i wlał w jej gardło całą jego zawartość.
   Zamrugała kilka razy i… spojrzała na niego przytomnie. Z jej oczu pociekły łzy.
   -Zzz-za-bb-bierz-mmm-mnie-dd-dd-ddomu. – powiedziała szczękając zębami i zemdlała.
   Terrence tylko się przyglądał czując kłucie w okolicach klatki piersiowej. Ból spotęgował się, kiedy ujrzał bezbrzeżną wdzięczność w oczach kumpla. W co on się w ogóle miesza...? 

~*~*~*~

   Kiedy już ułożył ją do łóżka, poszedł do matki. Mamrotała przez sen, ale to były dobre sny, bo uśmiechała się. Ze łzami w oczach przycisnął sobie jej rękę do ust.
   -Zrozum. Nie miałem innego wyjścia… wybacz mi…
   Myślał, że to już koniec. Chciał wyjść. Dość śmierci się już naoglądał, ale w drzwiach wpadł na Pottera.
   -Mam drugą! Nie umrą!
   -Co?
   -Slughorn.

środa, 15 lipca 2015

Rozdział XIX „Marzenia przychodzą powoli i znikają bardzo szybko.”

Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam i.. wróciłam ! :D
Dawno nie pisałam, więc przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, czy pomyłki ;)
~Mała Czarna ;*

~*~*~*~

-Witam szanownego pana Smoka!-zakrzyknął Terrence widząc kumpla.
-Nie jestem w nastroju, Higgs.-odparł drugi ślizgon, po czym z miną, która mówiła "jeśli się nie zamkniesz, zabiję cię na tysiąc różnych sposobów" usiadł naprzeciwko towarzysza, władczym skinieniem ręki przywołując kelnerkę.
Terrence wbił w niego swoje zielone oczy, przeszywając go na wskroś. 
-Pozwól mi zgadnąć...
-Nie pozwalam.-uciął Draco.
-Czyżby chodziło o twoje miłosne perypetie z panną G.?-kontynuował, niezniechęcony bojowym nastawieniem rozmówcy.
-Chyba wyraźnie nie wyraziłem zgody.-odparł Malfoy, unosząc jedną brew w geście poirytowania. Westchnął i dodał:-Jak zwykle masz racje, cholerny Sherlocku.
-To zadziwiające, że znasz taką postać.
-Za kogo mnie uważasz, Higgs. Nie jestem ignorantem.
-Wobec tego, niech ci będzie Watsonie.-odparł z cwaniackim uśmiechem Terrence. Nalał do dwóch szklanek ognistej, którą przyniosła kelnerka. 
Obaj, niemal mechanicznie, podnieśli szklanki do ust, wypijając całą jej zawartość. Każdy z nich zamyślił się na moment. Zadziwiający był fakt, iż powodem ich roztargnienia była ta sama dziewczyna.
-Wpadnij w sylwestra.-rzucił ni z gruszki, ni z pietruszki Malfoy.- A teraz się napijmy.

~*~*~*~

Jak można się było spodziewać, Draco wrócił kompletnie nawalony. Hermiona nie odzywała się do niego przez resztę dnia. Chłopak był wściekły na samego siebie, na nią, na Pottera i w ogóle na cały świat. Zamknął się w przydzielonej mu sypialni i ani myślał się stamtąd ruszyć. Miał nadzieję, że to zadziała na dziewczynę i sama do niego przyjdzie. W jego głowie błysnęła myśl, że zachowuje się jak pięcioletnie dziecko, które wszystko wymusza obrażając się, ale szybko to zignorował i poszedł spać.
Granger natomiast nie miała zamiaru dać mu satysfakcji. Usiadła w salonie i pogrążyła się w lekturze podręcznika kursów, które będzie przechodziła w ministerstwie na stażu w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Szybko się zaczytała i kiedy skończyła cały podręcznik, zauważyła, że jest bardzo późno.
Przez chwilę myślała nad tym, czy zajrzeć do Malfoy’a, ale ta myśl zniknęła z jej głowy tak szybko, jak się w niej pojawiła. Po nakarmieniu psa, zabrała smycz i wyszła na ziąb.
Nawet w tej chwili, jej umysł zajmował pewien emerytowany śmierciożerca. Idąc przed siebie, zapatrzyła się i wpadła na wyższego od niej o kilkanaście centymetrów osobnika. W całym zamieszaniu rzuciła ciche "przepraszam" i postanowiła iść dalej, jednak nie pozwoliła jej na to ręka, która zatrzymała ją, gdy tylko przesunęła się o krok. 
-Gdzie mi uciekasz, ślicznotko?
-Och, to ty, Terrence.-rozpromieniła się gryfonka. Wiedziała, że to on był kumplem Malfoy'a od ognistej, jednak jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało w tamtym momencie.
-Nie sądziłem, że Cię tu spotkam. -uśmiechnął się uroczo, a Hermiona zarejestrowała w głowie, że do twarzy mu z dołeczkami.
Mimo tego, iż nie zamierzała nigdzie się stąd ruszyć, chłopak wciąż trzymał ją za rękę. To dziwne, ale kiedy to zauważyła, po jej ciele przeszedł przyjemny prąd. Terrence niesamowicie ją hipnotyzował.
-A jednak szczęście mi dzisiaj dopisuje.- powiedział chłopak, nieznacznie przysuwając się do gryfonki.
-To znaczy?- spytała dziewczyna, marszcząc brwi z wyrazem niezrozumienia wymalowanym na twarzy.
-Jesteś tu teraz ze mną.-powiedział z uwodzicielskim uśmiechem Higgs, na co twarz Hermiony przybrała barwy kwitnącej piwonii.
Chłopak stał tak blisko niej, że słyszał przyspieszone bicie jej serca. Czuł jak jej ciepły oddech owiewa jego wargi. Oboje czuli magię tej chwili. Terrence już położył dłoń na talii gryfonki i kiedy brakowało już naprawdę niewiele do ich pocałunku... do nozdrzy Hermiony dotarł zapach alkoholu w oddechu chłopaka. odsunęła się jak poparzona.
-Ja... ja muszę już iść..- wydukała, po czym wyrwała się ślizgonowi i przywołując do siebie psiaka ruszyła do domu.

~*~*~*~

Harry był pogrążony we własnych myślach. Czyścił miotłę od ponad pół godziny, nawet na nią nie patrząc. Po raz pierwszy w życiu, wyznał Hermionie, że Astoria podoba mu się od dawna. Rzeczywiście tak było, ale nigdy nawet nie próbował ze ślizgonką. Żadna nawet by na niego nie spojrzała. Oczywiście po wojnie relacje między ludźmi diametralnie się zmieniły, aczkolwiek domy Lwa i Węża wciąż się nie znosiły. Oczywiście poza małymi wyjątkami, takimi jak Blaise i Ginny, czy Draco i Hermiona. Był przekonany, że kocha Ginny, ale po rozmowie z Hermioną zaczął w to wątpić. Nigdy nie myślał, ani nie mówił o niej w taki sposób, w jaki jego przyjaciółka o swoim wybranku. Była ładna, szczupła, grała w quidditch’a, ale zawsze coś go blokowało, kiedy był w jej towarzystwie. Nie miał pojęcia, czy powodował to stres, zmieszanie czy onieśmielenie, ale teraz jednego był pewien – kochał Ginny, ale jak młodszą siostrę.

~*~*~*~

Następnego dnia rano, trójka absolwentów wstała w nieco lepszych humorach, niż poprzedniego dnia. Hermiona, z samego rana, wysłała patronusa z wiadomością do chłopaków, że zwołuje naradę.
Szybko się ubrała, wymyła zęby, lekko pomalowała i związała włosy w koński ogon. Zeszła na dół i nastawiła imbryk na herbatę. Zrobiła również kanapki – bez skórki, z serem i pomidorem. Zaparzyła w dzbanku gorący napój i w spokoju czekała na resztę.
Po piętnastu minutach, obaj, chociaż zaspani i ziewający, zeszli do salonu w pełni ubrani.
-O co chodzi?-pierwszy odezwał się blondyn.
-Wiemy, co zrobić, żeby zdjąć czar z ciebie i Astorii.
-Rozwiń.
-Musicie się nawzajem „poczęstować” amortencją. Czar zostanie zdjęty, jeśli ani ty, ani ona nie będziecie nic do siebie czuć. I tu pojawia się rola Harry’ego.
Malfoy skrzywił się. Co miał do tego Potter?
-Kontynuuj.-powiedział władczo, marszcząc brwi.
-Nie mamy pewności, że Astoria nic do ciebie nie czuje. Musi się więc zakochać w kimś innym. Harry ma za zadanie ją uwieść.
Chłopiec, Który Przeżył skrzywił się słysząc, jak Hermiona dobrała słowa, a Malfoy parsknął śmiechem.
-A nie uważacie, że to będzie nieco… hmm, dziwne? Przez te wszystkie lata w szkole, nie odezwali się do siebie słowem, a teraz nagle Astoria ma się w nim zakochać? To chore.-wyśmiewał się Malfoy, choć minę miał nietęgą.
Hermiona spiorunowała go wzrokiem. Idiota.
-Tylko nie idiota!-fuknął oburzony Dracon.
Nie wiedziała, że wypowiedziała to słowo na głos. Mimowolnie na jej twarz wypłynął uśmiech.
-Wybacz, ale nie znalazłam lepszego określenia dla kogoś, kto ignoruje mój niepodważalny geniusz.-pyszniła się, ze śmiechem naśladując władczy ton.
Harry sprowadził ich na ziemię.
-Na czym to… ach, tak! Rzeczywiście, miałeś rację. To mogłoby wydawać się dziwne, ale nie z twoją pomocą.
-Co proszę?! Nie bawię się w trójkąty!-wybałuszył na dziewczynę oczy.
-Och zamknij się, Malfoy. Zaproś ją do Hogsmead, a ja napiszę do Ginny i Blaise’a. Wiesz, taka potrójna randka.
-Czy ja według ciebie wyglądam jak agencja matrymonialna? Nie będę za każdym razem aranżował im randki.
-Proszę cię o ten jeden raz!
Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli krzyczeć. Harry nie był pewny, czy powinien się wtrącić, w końcu stwierdził, że lepiej się temu przyglądać.
-Wcale nie! Powiedziałaś, że na razie nie chcesz!
-Nawet gdybym chciała, to pewnie tego też nie mógłbyś dla mnie zrobić!
-Żyłem tyle czasu w celibacie, że i ciebie jakoś bym zniósł.
-Ty może tak, ale nie twój mały.
-Wcale nie jest mały.
-Jeśli rozmiar kciuka ci odpowiada, to rzeczywiście nie jest mały.
Przez chwilę jeszcze mierzyli się wzrokiem, ciskając błyskawice. Usłyszeli śmiech Harry’ego. Dopiero teraz przypomnieli sobie, że przecież siedzi obok!
Hermiona spłonęła rumieńcem, a Draco spuścił wzrok zawstydzony.
-Chyba nie powinienem był być świadkiem tej wymiany zdań.-parsknął.
-Zamknij się, Potter.-warknął Malfoy, ale po chwili sam zaczął się śmiać. Hermiona nie mogła tego zrozumieć. Była tak bardzo zażenowana, a on uważał to za śmieszne. Może i brzmiało to zabawnie, ale póki co, była zbyt przejęta tym, co powiedziała. Uniosła wysoko głowę i powiedziała władczym tonem.
-Wiecie, co macie robić. Teraz wybaczcie, nie będę wam przeszkadzała, śmiejcie się, a ja idę się przygotować i napisać do Ginny.
Wyszła szybkim krokiem, nieco obrażona.
-Myślisz, że jest na mnie zła?-zapytał lekko zmartwiony Draco.
-Kocha cię, więc ci wybaczy.-odparł Wybraniec. Spojrzeli na siebie z przebiegłymi wyrazami twarzy.
-Wróci. One zawsze wracają.
Po czym oboje wybuchli niekontrolowanym śmiechem. To dziwaczne, ale między nimi zaistniała pewna nić porozumienia.

~*~*~*~

Hermiona w tym czasie wysłała swoją sowę z wiadomością do Ginewry. Jej plan był wspaniały, bo oprócz tego, że zorganizują Harry’emu randkę z Astorią, to spędzą wspaniałego sylwestra, bo miał być przecież już jutro. Miała wspaniały pomysł na urządzenie imprezy i już nie mogła się doczekać, kiedy wprowadzi go w życie.
Ciekawe, czy Draconowi spodoba się ten pomysł? pomyślała, ale zaraz tego pożałowała, gdyż wystarczyło jedno wspomnienie chłopaka, by wciągnął ją wir rozmyślań na jego temat. Dziesiątki pytań kłębiły się burzową chmurą wokół jej głowy. Co on do niej czuje? Do czego ich relacja zmierza? Czy powinna oczekiwać od niego czegokolwiek? A teraz pojawiło się jeszcze kolejne: gdzie w tym wszystkim swoje miejsce ma Terrence?

And I love her.

~*~*~*~

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział XVIII „ [...] ktoś sypnął sól w ostatnią kroplę wody spływającą do ust”

-Miona? Mogę wejść?- to był Harry. Szybko odłożyła kubek z kawą na mały stolik.
-Jasne.-zawołała dziewczyna.
Młody mężczyzna niepewnie nacisnął klamkę, a drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Trzymał w rękach dużą kopertę ze schludnym, zgrabnym pismem na wierzchu. Minę miał niewyraźną, a jego przyjaciółka nie miała pojęcia co to może oznaczać. Tuż za nim niepewnie stąpał maleńki wilczurek. Widząc Hermionę, podbiegł do łóżka, niezdarnie próbując wdrapać się na łóżko. Dziewczyna z rozczuleniem obserwowała zwierzątko, postanawiając w końcu pomóc malcowi.
-Coś się stało?- zapytała z uśmiechem, udając, że nie ma podejrzeń do tego, o co zaraz zapyta.
-Nie, nic. Charlotte przyniosła odpowiedź z ministerstwa odnośnie twojego podania o staż. Wyrobisz się z kursami i stażem?
-Nie liczy się to, że nie będę miała czasu. Muszę skądś brać pieniądze na utrzymanie. Bardzo mi pomogłeś dając mi ten domek w prezencie, ale nie mogę żyć za twoje pieniądze. Muszę wreszcie sama o siebie zadbać.
-Przecież doskonale wiesz, że tak nie jest. Jeśli się dostaniesz, możesz przenieść się ze mną na Grimmauld Place. Będzie ci wygodniej.-powiedział z zamyśleniem Potter.- No nic. Najpierw sprawdź, czy cię przyjęli.
Dziewczyna wzięła od Harry’ego kopertę z bijącym sercem. W tym płatnym stażu pokładała wielkie nadzieje. Dzięki temu łatwiej przyjmą ją do pracy w ministerstwie. Wiedziała, że osobie jej pochodzenia ciężko będzie dostać w świecie czarodziei jakąkolwiek wysoką posadę, ale z drugiej strony była i jest nadal przyjaciółką słynnego Wybrańca, któremu pomagała w znalezieniu horkruksów.
Drżącymi rękoma otworzyła kopertę. Zdziwiła się, bo w środku nie było pergaminu, tylko papier. I to nie byle jaki. Gruby, sztywny papier kredowy, na specjalne okazje. Taki, na którym wypisuje się zaproszenia na bale, czy śluby ważnych osób. Miała świadomość, że nowy Minister Magii wprowadził wiele zmian i robił wszystko, by akceptowano mugolaków, ale nie spodziewała się, że zniży się do używania produktów mugoli.
Przeczytała szybko i odetchnęła z ulgą.
Harry widząc to, uścisnął ją serdecznie i jej pogratulował.
-Tak jak powiedziałem, możesz na czas stażu zamieszkać na Grimmauld Place, nie będziesz miała problemów z dojazdem, a na weekend będziesz wracać tu. Ja zajmę się wszystkim, nie martw się.- Hermiona cieszyła się, że Harry będzie mieszkał razem z nią. Wiedziała, że jest samotny, a w ten sposób mogła mu się odwdzięczyć za wsparcie na początku jej dorosłego życia.
-A tak z innej beczki… Dlaczego nie mówiłaś, że pogodziłaś się z Malfoy’em?- spytał nagle Harry.
-Bo się nie pogodziłam! Nadal jestem na niego zła.-powiedziała dziewczyna robiąc naburmuszoną minę, by uwiarygodnić to, co powiedziała przed chwilą. Wprawdzie wybaczyła mu w nocy, kiedy olała go podczas kąpieli, ale nie chciała tego pokazać. Zabraniała jej tego gryfońska duma.
-Musisz wiedzieć, że akceptuję ciebie z każdą wadą. Oczywiście w ich skład wchodzi Malfoy. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo cię pociąga, ale zawsze będziesz moją przyjaciółką, z nim czy bez niego. Chcę wiedzieć tylko: czy go kochasz i cz…-to drugie jakoś nie mogło mu przejść przez gardło. Wiedział, że jeśli jego „siostra” odpowie twierdząco, bez wahania rzuci na Malfoy’a jakąś niewybaczalną klatwę.-Czy… Och, no dobra. Czy z nim śpisz?- zapytał szybko przez zaciśnięte zęby. To było dla niego bardzo krępujące, ale musiał to wiedzieć, żeby mieć gwarancję, że Malfoy nie bawi się dziewczyną.
-Nie wiem. Naprawdę, Harry. Nigdy nie czułam się tak przy żadnym chłopaku. Mimo to, ciężko jest mi się jednoznacznie określić. Jest idiotą, głupkiem, czasem dupkiem. Ale myślę, że właśnie to mnie najbardziej do niego przyaciąga, no wiesz... jest zupełnym przeciwieństwem mnie.-mówiła wszystko bardzo szybko i chaotycznie, ale Harry rozumiał, że dziewczyna sama przed sobą nie chce przyznać, że dłuży się w blondynie.-A co do tego drugiego, to nie. Spokojnie. Między innymi przez Astorię...
Hermiona opowiedziała Harry’emu ze szczegółami całą historię o tym, czego się dowiedzieli, pokazała mu kartkę, na której nakreśliła słowa wskazówki i zdradziła swoje przypuszczenia.
-Chodzi zapewne o eliksir wielosokowy. Kiedy osoba jest zakochana, to eliksir na nią nie zadziała. W przygotowaniu też nie jest AŻ tak trudny. Tylko tu pojawia się pewien problem. Mianowicie, nie mamy pewności, czy Astoria nie czuje nic do Dracona. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać jest sprawienie, by zakochała się w kimś innym. Wiem, że to niebezpieczne bawić się cudzymi uczuciami, ale ona twierdzi, że też nie chce tego małżeństwa. Nie mam tylko pojęcia, kto podjąłby się rozkochania w sobie Astorii. Oczywiście jest atrakcyjna, ładna, inteligentna, ale jest również ślizgonką i arystokratką, ma raczej wysokie wymagania.– Hermiona westchnęła z rezygnacją.
Harry dostrzegł w tym swoją szansę.
-A gdybym ja się tego podjął?
-Nie mogę cię prosić o tak wiele.
-Ale nie musisz prosić. Astoria zawsze mi się podobała, ale nigdy nie patrzyłem na nią… w ten sposób. Mogę spróbować.
-Harry, jesteś…
-Najlepszy, wiem, ale robię to dla siebie. Bez urazy, kochana.-powiedział szczerząc zęby Chłopiec, Który Przeżył.-A tak na marginesie, dlaczego "między innymi"? Jest coś jeszcze?
Dziewczyna zmieszała się i zaczerwieniła. Przypomniała sobie Terrence'a. Nie znali się długo, ale intrygował ją. Pokręciła głową do swoich myśli, wyrzucając je z głowy.
-Nieważne.-uśmiechnęła się do przyjaciela i głaskając śpiącego na jej kolanach Goldie - bo tak postanowiła nazwać zwierzaka.

~*~*~*~

Draco wstał, gdy zimowe słońce wisiało już wysoko na niebie. Mimo to, był niewyspany. Śniło mu się, że ojciec torturuje matkę, obwiniając ją za zachowanie syna. Nie chciał, żeby jej się oberwało, bo była jedną z dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Nie miał jednak zamiaru dłużej podporządkowywać się woli ojca. Miał cichną nadzieję, że w końcu zamkną go w Azkabanie, ale póki co, nic na to nie wskazywało. Jego ojciec znał zbyt wielu ludzi, zbyt wielu ludzi znało jego i miał zdecydowanie zbyt wiele układów. Chłopak, jako że posiadał mały majątek, miał zamiar osiągnąć sukces samodzielnie i go pomnożyć. Nie chciał więcej pomocy staruszka. Miał zamiar udowodnić wszystkim ile jest wart Draco bez nazwiska Malfoy.
Innym jego marzeniem, które wydawało mu się bardzo możliwym do zrealizowania, było życie z Granger. Wprawdzie nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. W każdym razie nie kiedy był trzeźwy, ale czuł, że nie potrzeba słów, czuł, że ona to wie. Tak jak on wiedział. Ta wiedza nie pochodziła z głowy, książek czy starych manuskryptów, pochodziła z tego mięśnia uwięzionego w klatce piersiowej.

~*~*~*~

-O wy okrutni! Chcieliście wyjechać i nawet się nie pożegnaliście!- krzyknął Hagrid, który stanął w drzwiach około godziny 17.- Zapomnieliście o starym gajowym.
-Hagridzie, nie mów tak!- wołała Hermiona, która martwiła się, że jest na nich naprawdę obrażony.
-Żartowałem. No, to opowiadajcie, jak wam się podoba życie poza murami naszej budy? Powiem wam, że psor McGonagall jest świetną dyrektorką. To znaczy, nie jest taka jak Dumbledore, ale i tak całkiem nieźle sobie radzi, cholibka.
-Jak na razie, jesteśmy tutaj jeden dzień. Nie zdążyliśmy się nawet stęsknić za Hogwartem. I w sumie mamy całkiem blisko, gdybyśmy chcieli spotkać się z Tobą w Trzech Miotłach. Póki co, cieszymy się wolnością.-mówiła z uśmiechem dziewczyna.
-Ja pamiętam, jak was poznałem.-pociągnął nosem pół-olbrzym. –Byliście tacy maleńcy, a i tak ratowaliście wszystkim skórę. Zakochałem się w was od razu, bo jesteście dla mnie, cholibka, najlepszymi przyjaciółmi. Nowi pirszoroczni, to już nie to samo.-chlipał, wylewając ogromne łzy, które gubiły się w dzikiej gęstwinie czarnej brody.

~*~*~*~

W piwnicy u dziadka.

Harry poszedł do swojej sypialni się zdrzemnąć. Wspominali z Hagridem dawne czasy, przyjęli od niego mięso gronostaja i kilka innych specyfików oraz wyrobów pół-olbrzyma. Na koniec wizyty obiecali, że wpadną do niego w wolnym czasie i że będą pisać listy.
Hermiona uśmiechała się sama do siebie, leżąc na kanapie z zamkniętymi oczami i słuchając muzyki. Cudownie ją to relaksowało. Nagle poczuła, że ktoś wciska się na miejsce obok niej. Wiedziała kto to. Czuła jego zapach. Położył jej głowę na piersiach, a ona wplątała palce w jego miękkie włosy. Chciała tak pozostać do końca życia. Czuła się tak cudownie beztrosko.
No bo gdzie było nam tak bezpiecznie jak tam?
-Draco…-szepnęła z lubością wypowiadając to imię.
Chłopak delikatnie otworzył jej usta końcówką języka. Centymetr po centymetrze przesuwał go po jej podniebieniu. Ona oddała pocałunek, najpierw spokojnie, a później co raz bardziej zachłannie. Ich języki splotły się w dzikim tańcu, w walce o dominację jednego nad drugim.
Pierwsza opanowała się Granger. Oderwała się od niego i zeszła z kanapy.
-Mówiłam, że nie posunę się ani o krok dalej, jeśli twoje zaręczyny z Astorią nie zostaną zerwane.
-A ja mówiłem, że nic do niej nie czuję.
-To bez znaczenia.
-W takim razie, co ma znaczenie?- wypalił Draco. Punkt dla niego.
-Sam wyznacz sobie priorytety. Dostałam staż w ministerstwie, nie mogę tego zmarnować. Wiem, jak uwolnić cię spod działania klątwy, ale na razie nie możemy działać. Muszę się skupić na pracy i na nauce do kursów. Staraj się mnie nie rozpraszać.
-Nie bądź egoistką, Granger. Zabaw się czasem. Skończyłaś szkołę, a zachowujesz się jak czterdziestoletnia kura domowa i pracoholiczka.
-Życie nie polega jedynie na zabawie. Ty masz pieniądze i nie musisz się martwić o jutro.
-Ty też nie! Dam ci wszystko, czego sobie zapragniesz. Ściągnę dla ciebie gwiazdkę z nieba.
-Nie chcę niczego od ciebie. Właśnie rzecz w tym, że chcę być niezależna, a nie zastanawiać się co będzie, kiedy ci się znudzę i mnie zostawisz.-dobrze wyważone słowa. No to mamy 1:1.
-Mam rozumieć, że nie bierzesz mnie na poważnie?
-A powiedziałeś mi chociaż, co do mnie czujesz?
Cisza. Tą bitwę wygrała Hermiona.
Brązowooka przeczekała w milczeniu kilka minut. Nic.
-Wiedziałam. Jak zawsze.-prychnęła i wyszła.
Draco ukrył twarz w dłoniach, by ukryć łzę, która zbierała się w jego oku.
-Coś ty ze mną zrobiła…?
Wstał, otrząsnął się i wyszedł z domu, ubierając wcześniej kurtkę i zimowe buty. Skierował się w stronę Trzech Mioteł gdzie już czekał na niego Terrence. Okazało się, że znają się kupę czasu, tyle, że kontakty im się urwał, gdy Draco dołączył do szeregów Czarnego Pana. Wcześniej byli tylko znajomymi z jednego domu, teraz kiełkowało w nich coś na kształt zalążka przyjaźni

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział XVII „W tym szkla­nym świecie ciszy wszys­tko jak­by zmrożone.”

-Widzisz to?
-Co tam jest napisane?-Hermiona zmarszczyła brwi. W ręce trzymała drugi kubek mocnej kawy. Wraz z Draconem kolejną godzinę pochylała się nad opasłymi księgami i zwojami pergaminów. Chłopak znalazł już pierwszą wskazówkę do rozwiązania i nieustannie próbował zignorować fakt, że dziewczyna łaskocze go włosami, a jej perfumy doprowadzają go do czystego szaleństwa.
-Przyjrzyj się i przeczytaj na głos. Te słowa na pewno coś znaczą.
Brunetka zaczęła czytać :

„Odpowiedź jest łatwa,

Na wyciągnięcie ręki,



Kiedy uwarzysz ją dobrze,

Poczujesz smak mięty.

Chcesz pradawny zdjąć czar,

Choć nie masz pojęcia jak.

Dwójka wypije gar,

Ale tylko, gdy miłości w nich brak.”*


Mózg Dracona działał na najwyższych obrotach, choć było już niesamowicie późno.
Hermiona wzięła kartkę do ręki i nakreśliła na niej kilka słów wskazówki. . Wpatrywała się w nią intensywnie, przygryzając nerwowo końcówkę ołówka, wyglądając przy tym nieziemsko seksownie, co nie uszło uwadze młodego ślizgona. Rzecz jasna, używała mugolskiego przyrządu do pisania, gdyż był praktyczniejszy od pióra. Jedynymi dźwiękami, które dało się słyszeć było trzaskanie ognia w kominku i miarowy oddech Pottera śpiącego na kanapie z malutkim owczarkiem niemieckim na brzuchu - prezentem o którym wspominał blondyn. I w tedy ją olśniło.
- Przecież to oczywiste! Jak mogłam nie wpaść na to wcześniej? Kretynka ze mnie.-stuknęła się w czoło, na co chłopak parsknął śmiechem. Obrzuciła go wzrokiem pozbawionym aprobaty, ale jak zwykle nie przejął się tym, a wręcz wywołało to u niego kolejny odruch śmiechu.
-Więc?-przywrócił ją szybko na ziemię.
-A tak. Jest mowa o warzeniu, więc chodzi zapewne o eliksir, a zadziała w tedy, kiedy ani ty, ani Astoria nie będziecie nic czuć do siebie na wzajem. Wygodne.
-Niby czemu?
-Cóż. Ludzie nie zawsze są szczerzy w wypowiadaniu swoich uczuć na głos. Niekiedy nie są nawet szczerzy przed sobą, a co dopiero przed osobami trzecimi.
W tym momencie oboje spojrzeli po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. Sami mieli pewne problemy z określeniem siebie i swoich uczuć, przez co słowa gryfonki trafiły do obojga ze zdwojoną siłą. Niewygodne milczenie przerwał stalowooki. Odchrząknął i zapytał:
-O jaki eliksir chodzi?
-Teraz to nasz najmniejszy problem, bo jest dość łatwy eliksir, chodzi o amortencję. Ważniejsze jest to, czy żadne z was nie żywi uczucia do tego drugiego.
Ponownie zapadła niezręczna cisza, którą przerywała śnieżyca na zewnątrz. Hermiona była w 99’9 procentach pewna, że Draco nie czuje nic do Astorii, ale nie byli pewni tego, jakie ona ma podejście do chłopaka. Przecież jeszcze niedawno chciała z nim być, a nawet prawie wpakowała mu się do łóżka. Co prawda działo się to za sprawą manipulacji przez starszą siostrę, aczkolwiek… mogła się nie zgadzać, a jednak zrobiła to i odegrała swoją rolę dobrze, nawet genialnie. Jej uczucia do chłopaka mogły przez ten rok nie wygasnąć całkowicie.
Ponure milczenie przerwał Malfoy.
-Daj już spokój. rano pomyślimy o szczegółach.
-Zgoda…-westchnęła dziewczyna.-Potrzebuję długiej, relaksującej kąpieli.
Chłopak przeciągnął się z zadowoleniem na wygodnej sofie przybierając niedbałą (w jego mniemaniu) pozę. T-shirt który miał na sobie opinał jego umięśniony brzuch tak, że było widać zarys „kaloryfera”. Hermiona starała się odciągnąć wzrok od jego idealnej sylwetki.
-Zgaduję, że najlepsza byłaby ta ze mną w wannie?-zapytał Draco z leniwym uśmieszkiem na ustach.
-Proponujesz coś?-zapytała Hermiona podejmując grę chłopaka.
-Oczywiście.-podniósł się i ucałował dziewczynę w czubek głowy.-Pójdę włączyć wodę.
-A co z Harrym? Jak się obudzi, to obedrze cię ze skóry.
-Locomotor!-wypowiedział zaklęcie były ślizgon, a ciało Pottera uniosło się i lewitując, przeniosło się do pokoju, będącym jego sypialnią.-Problem z głowy.
Wyszedł.

~*~*~*~

W domu Weasley’ów panowała napięta atmosfera. Rodzina Rona i Ginny nie przepadała za Meredith, ale rozpuszczona księżniczka była niczym w porównaniu do arystokratycznego ślizgona czystej krwi. Nikt nie mógł pojąć, jak to się stało, że Ruda zakochała się właśnie w nim. Przy stole powietrze trzaskało od elektryczności. Artur nawet nie spojrzał w stronę Zabiniego, a Bill nieustannie próbował rozładować napięcie. Fluer również starała się być miła, jednak Molly wciąż jej w tym przeszkadzała prosząc o pomoc. Rodzice rudzielców nie potrafili ukryć swojej niechęci do chłopca.
Po skończonym posiłku, Charlie został z rodzicami, a Bill poszedł porozmawiać z chłopakiem siostry.
-Cześć, mogę wejść?-zapytał pukając do drzwi.
Zabiniego zdziwiła ta niezapowiedziana wizyta, ale ugryzł się w język i tego nie skomentował. Przez cały wieczór czuł się niechciany. Spodziewał się tego, ale miał cichą nadzieję, że będzie przyjemniej niż w jego „rodzinnym” domu, gdzie niemal co roku przy stole zasiadał nowy facet jego matki. O ile w ogóle zasiadali do stołu w Wigilię.
-Jasne, wejdź.
Na parę minut zapadła niezręczna cisza. Obydwoje chcieli jakoś rozładować napięcie, ale żaden nie miał pojęcia, jak podjąć rozmowę. W końcu odezwał się Bill:
-Cóż… może zacznę od tego, że chciałbym Cię przeprosić za atmosferę przy stole i za zachowanie rodziców.-zaczął niepewnie.-Musisz ich zrozumieć. Twoim poprzednikiem był Harry, którego matka uwielbiała, ojciec również. Jestem pewien, że twoje pochodzenie nie zrobiło na nich również za dobrego wrażenia. Wybacz, ale…
-Wiem. Ludzie często osądzają mnie na podstawie mojej przeszłości. Nie przejmuj się, przywykłem do tego.-powiedział Blaise uśmiechając się niepewnie. Bill odwzajemnił ten gest.
-Jestem pewien, że przekonają się do ciebie, po prostu daj im trochę czasu.
Te słowa wywarły na młodszym chłopaku ogromne wrażenie. Od razu poczuł się lepiej. Bardzo zależało mu na młodej Weasley, przez co nie chciał źle wypaść w oczach jej rodziny. Cieszył się, że są osoby, które nie skreślają go za przeszłość i pochodzenie.
-Zmieńcie temat, nie zanudzajcie mnie tymi poważnymi gadkami.-zaanonsował swoje przybycie George. Tu za nim podążał Charlie, oboje uśmiechnięci i wyluzowani. Walnęli się na łóżko, a wraz z sobą przyporwadzili dobrą atmosferę.
-Więc… umiesz grać w quidditcha?- zapytał Charlie
-Pytanie! No pewnie, że umie! Najlepszy ścigający ślizgonów! Rzecz jasna, nie tak dobry jak gryfońscy ścigający, ale...
-Zamknij się, George, jeśli nie chcesz oberwać.-do pokoju zajrzała nachmurzona Ginny, ciskając gromy w stronę brata.Rzuciła do Blaise'a, że wróci zaraz po kąpieli i tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
-Mimo wszystko, skoro tak twierdzisz, może jutro wypróbuję umiejętności szwagra?-zapytał Bill puszczając oko do czarnoskórego chłopaka i zakładając ręce za głową.
-Przecież leży śnieg, jest grudzień!-powiedział zdumiony Zabini.
-Jeszcze lepiej.-uśmiechnął się chłopak.-Jaka jest twoja ulubiona drużyna…?
Rozmowa trwała długo, a w głowach wszystkich młodych mężczyzn powstała pewna myśl:”Quidditch potrafi przełamać każdą barierę”.

~*~*~*~

Następnego dnia, Hermiona obudziła się w wyśmienitym humorze. Uśmiechnęła się do wspomnień minionej nocy…

-Jesteś gotowa?-spytał chłopak, podchodząc do niej i łapiąc ją w pasie. Na jej szyi złożył delikatny pocałunek.
-Gdybym przystała na twoją szaloną propozycję, pewnie by tak było.
-A nie zgodziłaś się?-zapytał zdumiony ślizgon.-Poza tym, ten pomysł wcale nie jest szalony. To zwykła kąpiel, tylko… o wiele przyjemniejsza od innych.
-Wciąż się zastanawiam..-odparła obniżając głos.Odwróciła się i ruszyła w stronę łazienki. Wiedziała, że blondyn pójdzie za nią. Zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi i obróciła się na pięcie. Wzięła chłopaka z zaskoczenia. Złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. Draco był w szoku. Jeszcze nigdy go tak nie całowała. Podobało mu się to.
Ale w tym momencie, dziewczyna odsunęła się od niego i zanim osłupiały Draco zdążył się zorientować, co się stało, zamykała drzwi łazienki zaklęciami ochronnymi. Odetchnęła z ulgą. Wciąż była zła na Dracona i nie miała zamiaru mu tego szybko wybaczać. Nie była w stu procentach pewna, czy nie ożeni się z Astorią. Nie chciała być zabawką bogatego, rozpieszczonego arystokraty. W sumie, przecież nigdy nie określił jednoznacznie uczuć do niej. Wciąż fundował jej przejażdżki na uczuciowy rollercoasterze... 

Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi i popiskiwanie psiaka.

~*~*~*~

*rymowanie absolutnie nie jest moją mocną stroną xD

Witam moich ukrytych i ujawnionych czytelników, a także przypadkowych zwiedzających :33 Przede wszystkim, chciałam powiedzieć, iż jestem mega szczęśliwa z powodu ujawnienia się czytelniczki - Literka :33 fajnie jest wiedzieć, że ktoś czyta i szanuje to, co piszę :> doceniam :>
Muzyki nie ma, bo jakoś nie mogę sobie znaleźć piosenek, które by tu pasowały, także to Wasza decyzja, co sobie puścicie do czytania lub po prostu, według własnego uznania, wybierzecie sobie czytanie w ciszy :D
Rozdział jest krótki, przepraszam, ale to w sumie taka przejścióweczka ;) z następnym bardziej się postaram :>
no cóż, pyszczki,
Enjoy,
~Mała Czarna

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział XVI „Rozczarowania, porażki, zwątpienie to narzędzia, którymi posługuje się Bóg, by wskazać nam właściwą drogę.”

Hermiona podchodząc do drzwi starała się uspokoić oddech i myśli, które echem obijały się o jej czaszkę. Wierzyła, że może się udać. Będzie szczęśliwa bo… bo po prostu tak chciała. Przecież Draco nie kochał Astorii.
-Cześć, Harry!-powiedziała wesoło, przyklejając uśmiech na twarz.
Przyjrzała się bliżej chłopakowi i jej mina momentalnie zrzedła.
-Jesteś pijany.-powiedziała zdenerwowana splatając ramiona na piersi.
-Nie denerwuj się. Wiesz, nie daję już rady. Ginny ma Blaise’a, Ron jest z Meredith, a Ty już totalnie mnie olewasz. Zostałem sam i czuję się z tym fatalnie.-powiedział chwiejąc się lekko na nogach.
-Harry… Ja, ja cię przepraszam…-powiedziała łamiącym się głosem, a w jej oczach zalśniły łzy. Zrobiło jej się żal chłopaka. Niedawno sama tak właśnie się czuła. – Mogę coś dla ciebie zrobić?
-Właściwie, to mam dla ciebie pewna propozycję. Bo wiesz… Teoretycznie, mógłbym spędzić Boże Narodzenie sam przy Grimmauld Place, ale ty też spędzasz je w pustym domu, więc pomyślałem że…
-Nie ma sprawy.-uśmiechnęła się ciepło dziewczyna.
Nagle wzrok chłopaka przykuło coś leżącego na fotelu w kącie pokoju. Był to wycinek gazety i… marynarka Malfoy’a. Dziewczyna spłonęła rumieńcem, ale Harry się tym nie przejął. Wszedł do środka chwytając „Proroka Codziennego”.


Malfoy i Greengrass

Czy decyzja o ślubie potomków rodów została ostatecznie potwierdzona ?

Jak donoszą nasi informatorzy, dwa dni temu Narcyza Malfoy oraz pan Greengrass spotkali się w jednej z londyńskich kawiarni. Z tego co wiemy, powodem tego spotkania była chęć zawarcia sojuszu między dwoma najbardziej szanowanymi klanami czarodziejów czystej krwi w naszym świecie. Papiery dotyczące ślubu zostały podpisane i obustronnie potwierdzone.
Kiedy artykuł o tym wydarzeniu ukazał się w czasopiśmie „Czarownica”, Narcyza Malfoy otrzymała wiele sów od zawiedzionych uczennic z Hogwartu. Kobieta odmówiła jednak komentarza.
Czy oznacza to, że wieczny gieroj i łamacz serc – Draco Malfoy- został uwiązany? Czy piękna, młoda i inteligentna Astoria nie spojrzy już na żadnego chłopaka, z którym wywoła kolejny skandal? Będziemy informować na bieżąco.


Harry skrzywił się i spojrzał na Hermionę.
-Gdzie on jest?
-Harry, już za późno, poza tym… rozmawiałam z nim już.
W tym momencie usłyszeli głosy zza niedomkniętych drzwi. Wspólnie ruszyli do Pokoju Wspólnego prefektów naczelnych.
-Nie możemy do tego dopuścić.
-Wiem, Draco, ale porozmawiamy o tym kiedy indziej. O, cześć Hermiono!-Astoria przywitała się i wyszła.
Potter opadł na sofę i po chwili ich uszu doszło przeciągłe chrapnięcie.
-O co chodziło?-spytała dziewczyna. Malfoy westchnął.
-Astoria rozmawiała z ojcem. Mówił, że nie mamy innego wyjścia. Zawarli magiczny kontrakt.
-Razem znajdziemy na to sposób.
-Raczej wątpię.
-Widać, jak ci zależy.-zaperzyła się, patrząc na niego wilkiem.
-Zależy, ale…
-Jeśli Ci zależy, to okaż to w jakis sposób. Jakikolwiek. Wykaż inicjatywę. Postaraj się o to, a uwierzę, że naprawdę nie jestem Ci obojętna. Gdzie ta nadzieja, którą widziałam w Twoich oczach dwie godziny temu?
Blondyn odpowiadał jej jedynie milczeniem. Starał się skupić. Wydawało mu się, że znał przeciwzaklęcie bądź antidotum na tego typu czary, ale zrzędzenie Hermiony nie pomagało, a wręcz irytowało go w tym momencie.
-Racja. Nie odpowiadaj.- usłyszał po dłuższej chwili, a zaraz po tym trzaśnięcie drzwiami.
Na pewno nie jest aż tak wściekła.- myślał, przeczesując włosy palcami. Wstał i w momencie kiedy chciał zapukać do drzwi, otworzyły się i wypadła przez nie marynarka należąca do Ślizgona.
-Dobranoc.-powiedziała oschle.
-Mała Czar…
-Dobranoc.


* * *


Ta noc była dla brunetki nie do zniesienia. Rano nie mogła się zwlec z łóżka. Kiedy wreszcie jej ciało zdecydowało się z nią współpracować, powlokła nogami do łazienki, żeby się oporządzić. Najpierw zajęła się swoją twarzą. Oczy podkreśliła delikatnie eyelinerem, a gęste rzęsy umalowała tuszem. Włosy osuszyła zaklęciem i zebrała je w wysoki koński ogon. Założyła na siebie długi biały t-shirt z czarnym krukiem oraz obcisłe rurki, podwijając nogawki u dołu. Na nogi nałożyła zimowe buty za kostki. Musiała na to włożyć szkolną szatę, żeby w Wielkiej Sali odebrać wreszcie swój dyplom „za wybitne osiągnięcia w nauce, wzorowe zachowanie i zasługi dla szkoły”.
Do rozdania dyplomów zostały jeszcze dwie godziny, dlatego postanowiła odwiedzić miejsca, które wywoływały w niej słodko-gorzkie wspomnienia. Najwięcej czasu spędziła w wieży astronomicznej, gdzie spędziła urodzinowy wieczór z Draconem. Poczuła ukłucie bólu w okolicach klatki piersiowej, ale postanowiła je zignorować. Wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę wyjścia. Zamknęła oczy próbując powstrzymać łzy napływające jej do oczu. Dlaczego musiała zakochać się w nim? Przecież tylko ją ranił. Nawet mu na niej nie zależało…
-Cholera.-zaklęła cicho. Rozmyślając wpadła na… Malfoy’a we własnej osobie.
Patrzył na nią chłodno spod ciężkich powiek. Znów biła od niego arystokratyczna duma. Znów był TYM dupkiem, którego znała od lat. Znów przywdział tą swoją obojętną maskę. Zrobiła to samo. Ominęła go i udawała, że nie zwraca na niego uwagi.
„Zrób to zanim serce pęknie, choć pęka…”* słyszała w myślach tekst piosenki.
-I znów uciekasz.-usłyszała głos. Był spokojny i ciepły. Zupełnie nie pasował do twarzy chłopaka.
-Nie uciekam.
-W takim razie, co robisz? Zawsze kiedy zaczynają się schody, bądź kiedy nie mam pojęcia, co ci odpowiedzieć, wściekasz się i trzaskasz drzwiami. Chowasz się w swoim małym, bezpiecznym świecie.-chłopak zawiesił głos i złapał ją za rękę, zaglądając głęboko w jej oczy, które szkliły łzy.-Ale uczucia, kochanie, nie mieszczą się w czterech ścianach.
Puścił jej rękę, a ona odwróciła się na pięcie i odeszła w pośpiechu.


~*~*~*~


Uczta w Wielkiej Sali minęła tak szybko, że Hermionie wydawało się, że mrugnęła okiem, a już żegnała się z przyjaciółmi na stacji w Hogsmead.
-Obiecaj, że niedługo się zobaczymy.-prosiła Ginny.
-Jasne! W poniedziałek, w ministerstwie. Przecież trzeba się dowiedzieć, jakie kursy trzeba zrobić, żeby można się było starać o staż.-uśmiechnęła się zawadiacko Hermiona.
-Och, przecież wiesz, że nie chodzi mi o sprawy biznesowe.-roześmiała się Ruda udając poirytowanie.
-Dobrze, obiecuję.-powiedziała w końcu brunetka.
Ginny chwyciła ją za rękę i oby dwie popatrzyły na zamek. Jedna z nich ostatni raz jako uczennica.
Granger z jednej strony cieszyła się z uzyskanej właśnie wolności, ale jednak… Bała się. Tak, to wiedziała na pewno. Bała się, bo wiedziała, że opuszcza bezpieczne mury Hogwartu. Nauczyciele i czary rzucane przez potężnych czarodziejów nie będą jej już chronić. Przypomniała sobie, jak Moody ostrzegał ich, żeby na siebie uważali, bo niebezpieczeństwo czai się się na każdym kroku. Czuła, że coś się kończy i coś zaczyna. Teraz wszystko się zmieni.


~*~*~*~


Przy wigilijnej kolacji Hermiona opowiedziała Harry’emu o swoich obawach. Chłopak po dłuższym namyśle przyznał jej rację. Cieszyła się, że jej nie wyśmiał. Zresztą miał powody. Przecież nie tak dawno napadli go wierni fanatycy Voldemorta.
Posprzątali za sobą i obdarowali się prezentami. Chłopak postanowił dać Hermionie ochronny talizman. „Będzie odstraszał nargle” mówiła Luna, kiedy oddawała Potterowi zamówienie. Za to dziewczyna kupiła przyjacielowi komplet nowych ubrań. Zaczynali nowe życie. Nie chciała by tkwił w przeszłości ubierając się w znoszone ciuchy swojego kuzyna.
Gdy było już grubo po północy, usiedli przed kominkiem na parterze, w którym wesoło trzaskał ogień. Hermiona słuchała muzyki na swoim magicznym odtwarzaczu MP3, który kupiła kilka lat temu. Jej myśli ponownie zaczęły krążyć wokół stalowookiego blondyna. Piosenka zmieniła się i usłyszała słowa :


Nie odchodź,
Nie poradzę sobie sam.
Nie odchodź,
Nie, nie poradzę sobie sam.

Ocal mnie przed tymi, którzy polują na mnie nocą.
Nie potrafię żyć z samym sobą, wiec zostań ze mną tej nocy.

Nie odchodź.
Nie odchodź.

Jeśli Cie wpuszczę,
Będziesz chciał uciec.
Jeśli powiem ci prawdę,
Będziesz walczył o kłamstwo
Jeśli stracę odwagę,
Może powstać bałagan, którego nie będziemy umieli posprzątać.

Jeśli pójdziesz za mną,
Tylko się zgubisz.
Jeśli spróbujesz się zbliżyć,
Jedynie stracimy ze sobą kontakt
Ale ty już wiesz zbyt dużo,
I nigdzie stąd nie pójdziesz.

Powiedz mi, że mnie potrzebujesz, ponieważ tak bardzo cię kocham.
Powiedz mi że mnie kochasz, ponieważ tak bardzo cię potrzebuję. **


-Hermiono!-usłyszała jakby z oddali głos swojego przyjaciela.
-Co się dzieje?-zapytała lekko nieprzytomna.
-Chyba masz gościa.-uśmiechnął się kwaśno Wybraniec.
Na te słowa pobiegła do drzwi. Kto to może być? W myślach tłukło jej się jedno imię. Serce waliło jej jak młotem. Nie nie nie… to niemożliwe.-wmawiała sobie uparcie.
-Cześć, uciekłem z rodzinnego wieczorku, wywołałem trochę dużą awanturę i naraziłem się na gniew matki, ojca w Azkabanie, Greengrassów i mediów. Mam rozwiązanie na nasz problem. i mam prezent. Wpuścisz mnie?-powiedział na jednym wydechu, kiedy stanęła w drzwiach. Tak. Zdecydowanie wszystko się zmieni.

* * *

* piosenka WdoWy „Zbyt Dobra 2′

** piosenka Bring Me The Horizon - Don't Go
Witam Was kolejnym rozdziałem :> Jak zawsze proszę o komentarze :D buźki!
Enjoy,
~Mała Czarna ;*

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział XV „Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem.”

Witajcie, misiaczki, pyszczki, wiedźmy i czarodzieje! :D mam przecudowny humor, pierwszy raz od kilku miesięcy! Wróciłam do tych, którzy czytają i doceniają :** przypominam, iż klawiatura nie gryzie i miło byłoby przeczytać choć jeden komentarz :3 

~*~*~*~

Figure 8.

-Chociaż mnie wysłuchaj. Ja…
-Nie chcę słuchać Twoich żałosnych wyjaśnień. Chciałeś mnie po prostu wykorzystać.
-Wiesz, że to nieprawda.-wrzasnął chłopak, ale dziewczyna nie miała zamiaru go słuchać. Próbował stłumić gniew, który powoli kiełkował w jego wnętrzu. Nikt nie może bezkarnie ubliżać Malfoy’owi.
-Jestem głupia. Czego innego mogłam spodziewać się po tobie.-powiedziała, przesadnie akcentując ostatnie słowo. Blondyn czuł jad, którym przesączyła swoją wypowiedź.
Kierując się impulsem, wepchnął oszołomioną gryffonkę do środka dormitorium. Wszedł za nią, zatrzaskując drzwi od wewnątrz. Jednym zgrabnym ruchem przygwoździł ją do ściany. Nie mógł skupić myśli, bo w głowie szumiało mu od wódki, którą przemycili z Blaisem do Wielkiej Sali. Nie potrafił poradzić sobie z uczuciami, które rozpierały go od środka. Czuł miłość i nienawiść. Pożądanie. Tak, pragnął Granger, ale jego zamiarem było sprawienie, by błagała go o pocałunki, o dotyk, o więcej i więcej...
-I co teraz ślicznotko? Jesteśmy sami w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu, a jeszcze cię nie przeleciałem. Proszę o zwrot honoru.
Hermiona nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa. Serce w jej piersi waliło jak młotem pneumatycznym, a każdy dotyk chłopaka palił jej skórę. Kiedy niby przypadkiem dotykał jej czułych miejsc, drżała niczym spłoszone zwierzę. Dziewczyna starała się panować nad rządzą, ale to było silniejsze od niej. Modliła się, by nie stracić nad sobą kontroli.
-Nic nie powiesz? Przed chwilą krzyczałaś.
-Niech cię diabli, Malfoy.- wyszeptała chłopakowi w usta.
Na dźwięk tych słów, Draco z gracją i prędkością światła, przeniósł dziewczynę na podłogę. Sam znalazł się na górze przygniatając jej ręce tak, żeby się nie wyrwała. Hermiona zaczęła się szamotać, ale dało to raczej marny efekt.
-Spokojnie, nie szalej.-powiedział Draco z łobuzerskim uśmiechem.
Gryfonka nie mogła się powstrzymać i spojrzała na spodnie Dracze. Zobaczywszy, co się w nich dzieje, zapłonął w niej żar, a w głowie zabłysnęła tylko jedna myśl :

CHRZANIĆ SAMOKONTROLĘ!


Wyrwała ręce z uścisku ślizgona i nim zdążył się zorientować, znalazła się nad nim.
-Przejmuję dowodzenie.-skwitowała krótko i wpili się sobie w usta w taki sposób, że gdyby McGonagall to zobaczyła, chyba padłaby na zawał serca.
Dziewczyna zabrała się za rozpinanie rozporka Dracona. Nie miała takiej wprawy jak jego palce rozpinające suwak jej sukienki. Jeszcze jeden ruch, a wszystkie części garderoby znalazły się na podłodze dormitorium pani prefekt.
Zostali w samej bieliźnie. Usta chłopaka przywarły do szyi gryfonki. Oj, niedobrze. Jutro w tym miejscu na pewno pojawi się malinka. Z szyi Draco przemieszczał się coraz niżej, umyślnie omijając czułe miejsca.
-Malfoy!-jęknęła błagalnie.
-Poproś.-powiedział, patrząc na nią wyzywająco.
-Pff! Marzenia.-prychnęła oburzona.
Draco podniósł się do pozycji siedzącej.
-Ykhym. Muszę się zbierać. Chyba, ze poprosisz.
-Nie. Tak szybko się mnie nie pozbędziesz. Proszę?
-Mało przekonujące.-uniósł jedna brew.
-Malf… Draco!
-Proś, skarbie.-zdecydował. I tak dostanie to, czego chce. zawsze tak było.
-Dobrze.-Hermiona wysiliła się na szczery, uwodzicielski uśmiech. Zrównała się z nim.-Proszę…-powiedziała szeptem tuż przy jego uchu, a jej palce wędrowały w górę i w dół po jego plecach.
-Masz dar przekonywania.-stwierdził i powrócił do przerwanej czynności.
Przyciągnęła go bliżej. Jej ciało wciąż paliło się pod jego dotykiem. Fizyczna namiętność zapanowała nad logiką i rozumem. Hermiona nie myślała o niczym, byli tylko oni i siła, która ich przyciągała do siebie. Stała się wyłącznie pragnieniem, pożądaniem, i…
-Szlag.
Zabrzmiało to bełkotliwie, bo cały czas się całowali. Tylko refleks pozwolił Hermionie odsunąć się w chwili, gdy ich biodra odnalazły już wspólny rytm. Odczuli to boleśnie. Draco szczególnie. Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, kiedy wreszcie gryfonka zdołała coś z siebie wyrzucić.
-Potrzebujemy zabezpieczeń.
-Cholera. Są w mojej sypialni.
-Cóż…-odezwała się Hermiona po chwili niezręcznej ciszy.-Trzeba to przełożyć na inną okazję.
Chłopak wziął ją w ramiona, sadzając w swoim rozkroku tak, że miał idealny dostęp do jej smukłej szyi.
-Przecież ryzyko jest minimalne.-odparł ślizgon, całując ją tak, że ciarki przebiegły jej po plecach.
-Jesteś lekarzem?-spytała ironicznie Granger unosząc przy tym brew do góry.
-Nie, ale chyba nie powiesz mi, ze tego nie chcesz?
Racja. Dziewczyna chciała tego. Bardzo mocno. I ta część jej umysłu starała się przejąć kontrolę. Zdziwiła się, kiedy wygrała logika i zdrowy rozsądek.
-Ja nie mogę zaryzykować.
Przyjrzał się jej uważnie. Kochał ja, teraz to wiedział i zaprzeczanie byłoby tu nie na miejscu.
-Więc dobrze. Przełożymy to. Ale…
Nie skończył, bo usłyszeli pukanie do drzwi.
-Hermiono , otwórz, proszę.

~*~*~*~

-Ginny… Najdroższa…
Łkanie.
-Otwórz, proszę.
Znów nic.
Blaise westchnął i oparł się o ścianę. Dziewczyna zamknęła się w schowku na miotły i chyba nie miała zamiaru otwierać. Po chwili Zabini usłyszał zgrzyt zamka.Bez słowa wszedł.
Spojrzał na jej małą twarzyczkę. Makijaż, nad którym pracowała cały dzień spłynął po jej policzkach. Wyglądała tak bezbronnie, niewinnie… Jak małe dziecko. Chłopak porwał ją w ramiona. Chciał, żeby czuła się bezpieczna. Chciał, żeby czuła, że jest obok niej, że nie pozwoli jej skrzywdzić. Każdego, kto próbowałby ją zranić, potraktowałby Avadą.
-Już dobrze. Jestem z tobą. Uspokój się.-mówił głaszcząc ją po włosach, a każde jego słowo działało na nią jak kojący balsam.
Dziewczyna spojrzała na niego oczami błyszczącymi od łez.
-Cieszę się, że cię mam, Blaise.-uśmiechnęła się i wspięła na palcach, by go pocałować.
Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, wciąż nie mogli od siebie oderwać wzroku.
-O wiele ładniej wyglądasz z uśmiechem na twarzy. stwierdził, oceniając ą okiem prawdziwego znawcy.-Ach! I jeszcze to...
-Co takiego?- zdziwiła się ruda..
-Cała się zasmarkałaś.-zaśmiał się Blaise, wycierając jej nos chusteczką.

~*~*~*~

-To Harry !-powiedziała z przerażeniem w oczach Hermiona.
-Szlag.
Hermiona czuła, że zaczyna panikować. Jak wytłumaczyć to wszystko Harry’emu? Co zrobić, żeby nie zabił Malfoy’a?
Porwała z łóżka swoją halkę do spania i szybko wciągnęła ją przez głowę. Cieszyła się jedynie, że Wybraniec tego nie słyszy. W tym samym czasie Dracon kończył zapinać koszulę i wciągnął buty na nogi.
Myśl Miona, myśl. nakazywała sobie w myśli.
-Wiem! – krzyknęła.-Idź do łazienki, stamtąd do łazienki prefektów.
-Jesteś genialna, mała czarownico.-chłopak mrugnął do niej łobuzersko.
Spojrzała na niego chłodno unosząc brew do góry.
-Wiem, skarbie. I tak na marginesie…-dodała po krótkiej chwili w milczeniu.-Nie mów do mnie mała, bo mała to jest twoja pała.
Chłopak zaśmiał się czarująco.
-Doskonale wiesz, że to nieprawda.- pocałował ją i wyszedł szybkim krokiem.

~*~*~*~

Enjoy,
Mała Czarna ;*